[stron_glowna]
0 books
0.00 zł
polishenglish
Paper books and ebooks
SEARCH
author, title or ISBN
Categories
  • Novels
  • Short stories
  • Poetry & Drama
  • Biographies & Memoirs
  • Science & Technology
  • Languages
  • Reference
  • Economics, Business, Law
  • Humanities
  • Nonfiction
  • Children & Youth
  • Psychology & Medicine
  • Handbooks
  • Religion
  • Aphorisms
We accept payments by Visa, MasterCard, JCB, Dinners Club

We accept payments via PayPal
Wschody i zachody słońca
Wschody i zachody słońca
Sławomir Gaczkowski
Publisher:My Book
Size, pages: A5 (148 x 210 mm), 86 pages
Book cover: soft
Publication date:  June 2006
Category: Novels
ISBN:
83-89770-51-2
18.00 zł
ISBN:
978-83-7564-091-5
10.00 zł
FRAGMENT OF THE BOOK
   Dni mijały jeden za drugim, monotonnie, nierozróżnialnie. Mogłoby się wydawać, że to nudne życie, ale dla mnie nie było nudne. Wciąż uczyłem się życia od nowa, świata od nowa, ludzi od nowa. Coś, co było wcześniej dla mnie niedostępne, nie istniało, dziś jawiło się jako oczywiste, jako część większej, logicznie uporządkowanej całości, zwanej światem, zwanej życiem. Byłem jeszcze raz przesłuchiwany, tym razem w prokuraturze. Opinie policja wystawiła mi na tyle dobrą, że prokurator odstąpił od oskarżenia. Wszystko, co przepowiadał Kajtek, sprawdzało się. Czułem, że zaczynam sterować własnym życiem, że staje się ono lepsze, mądrzejsze, że wszystko, co robię, robię dla czegoś i po coś, a nie na oślep, tylko dlatego, że akurat tak się potoczyły okoliczności. Było mi fajnie, ale zdawałem sobie sprawę, że czas opuścić Kajtka. Gipsy dawno mi zdjęli, kartotekę mam czystą, w przyszłym tygodniu zaczynam robotę w szpitalu jako kierowca-mechanik. Czas rozejrzeć się za jakimś pokoikiem, czas zacząć posterować całkiem samodzielnie. Pokoik to niegłupia rzecz. W szpitalu spodobała mi się jedna siostrzyczka, może trzeba się koło niej zakręcić? Może czas już pomyśleć o stabilnej przyszłości? Żona, dom, dzieci… specjalnie mnie to nie pociąga, ale taka jest kolej rzeczy. Tak było, jest i będzie. Czas znaleźć własne koleiny życia. Czas całkiem wydorośleć, a człowiek dorosły… musi mieć rodzinę? Wczoraj kupiłem autko. Takie jak miałem. Kajtek pożyczył, jak zapowiedział. Forsę z ubezpieczenia odbiorę lada dzień, różnicę zarobię w ciągu paru miesięcy, oddam Kajtkowi i będziemy kwita.
   – To mówisz, że chcesz się wyprowadzić?
   – Kiedyś przecież trzeba, nie mogę ci siedzieć wiecznie na głowie, a rosnąca wdzięczność zaczyna mnie trochę uwierać. Zrozum mnie.
   – Nie musisz być wdzięczny, zabolała mnie ta szczerość…
   – Przepraszam. Zrozum, jestem w bardzo niezręcznej sytuacji. Jestem ci wdzięczny, jak chyba mało kto mało komu, ale sam wiesz, że tak dłużej się nie da.
   – Dlaczego? Niepotrzebnie pytam. Masz rację, jesteś wolnym człowiekiem i możesz robić, co chcesz, a ja cię nie zatrzymam, ślubu ze mną nie brałeś.
   – Ślubu?!?!?!? Kajtek… ty gadasz jak…
   – Nie wiesz, jak powiedzieć? Wal śmiało, nie krępuj się. Jak pedał?!?!? To chciałeś powiedzieć?
   – No nie… sam nie wiem, nie tak chciałem powiedzieć, nie tak.
   – Nie tak chciałeś powiedzieć, ale tak pomyślałeś. Miałeś prawo, język jest tu bezlitosny, to najtrafniejsze określenie.
   – Kajtek, to ty… jesteś…?
   – Pamiętasz? Gadaliśmy kiedyś o tym, kto kim jest i czy jest. Ja bywam, tak jak bywam lekarzem. W szpitalu jestem lekarzem, ty w pracy będziesz kierowcą. Człowiek bywa, a nie jest. Ale dla ułatwienia tak się mówi. Więc zgoda – jestem. Nie domyślałeś się?

   – I tak i nie. Z tego co wiem, to pe… tacy ludzie są perwersyjni, zmieniają partnerów jak rękawiczki, interesuje ich wyłącznie dziki, wyuzdany seks.
   – Widzę, że jednak nie może ci to przejść przez gardło. Mogę zatem być dla ciebie „taki człowiek”, a seks? Naczytałeś się jakichś bzdur. Seks jest tylko dodatkiem do uczucia, wielce pożądanym, ale dodatkiem. U wszystkich. Oczywiście jak go nie ma, to brakuje tej kropki nad i. Najważniejsze jednak jest uczucie. Tak jak u wszystkich. I tak jak u wszystkich zdarza się seks bez uczucia; sport, myślistwo, mania rekordów. A jeżeli chodzi ci, że cię nie uwiodłem, że cię nie ciągnąłem na siłę do łóżka… miałem swoje przyjemności… gładziłem cię po ręce, głaskałem po głowie… to też seks, chociaż bardzo, bardzo delikatny. Nie chciałem być nachalny, nie chciałem cię zrazić do siebie, chciałem dać ci czas, abyś sam docenił wartość mojej przyjaźni, bo tak, zdaje się, wolałbyś, abym nazywał to uczucie.
   Byłem jak sparaliżowany. Pamiętałem te głaskania po głowie, po rękach. Pamiętałem! I pamiętałem coś jeszcze: sprawiało mi to przyjemność, dawało spokój, ciszę. To może ja też? Może moje miotanie się po życiu wynikało z tego, że nie odkryłem do tej pory swojej tożsamości, a teraz mam ją jak na talerzu i czuję, jak panika rośnie we mnie, jak grunt usuwa mi się spod nóg… ale przecież kochałem! Kochałem kobietę i kochałem się z kobietą, i było mi fantastycznie! A może kazałem sobie myśleć, że jest fantastycznie? A Berta? Jak ją potraktowałeś? Brzydziła cię, że musiałeś jej to powiedzieć! Bo była spocona i śmierdząca! Tak, była spocona, ale innym facetom jakoś to nie przeszkadzało. Zapach samicy, to zapach samicy. A przypomnij sobie, a przed Bertą, to kiedy miałeś kobietę? Zabiegałeś o nią czy robiłeś to tylko po to, aby robić, bo skoro tak, to znaczy, że miałeś nieuświadomioną potrzebę oszukiwania siebie. Nieprawda! Nie jestem pedałem! Zawsze śmiałem się z pedałów! Śmiałeś się, bo wszyscy się śmiali. Gówno prawda! Nie bądź wulgarny, wulgarnością nie dodasz sobie niczego i niczego nie udowodnisz, choć pewnie wierzysz, że prawdziwemu mężczyźnie do twarzy z bluzgami w ustach!
   Nie wiem kiedy się ubrałem i wyszedłem na miasto. Ta rozmowa, która pojawiła się tak nagle, zupełnie wytrąciła mnie z równowagi. Mijałem ludzi, ale nie widziałem ich twarzy. Szedłem, prawie biegłem na oślep. Dlaczego on mi to zrobił? Wszystko na tym świecie musi być podporządkowane czyjemuś interesowi? Myślałem, że chce mi pomóc, ot tak po prostu, bo dostrzegł we mnie narybek człowieka – mówił tak przecież! Prawda okazała się banalna i głupia. Spodobałem mu się jako facet i to wszystko. Nie jest typem czołgu w ludzkiej skórze, gdyby był, szybko bym się zorientował. On jest subtelny. Subtelny jak pająk! Oplatał mnie swoją siecią tak, abym niczego nie zauważył, a on cierpliwie wzmacniał ją, grał na jej niciach, niczym wirtuoz na harfie jakiejś. Po prostu subtelnie mnie rwał! Gdyby nie był pedałem, zamieniłby pewnie ze mną parę obowiązkowych zdań i tyle. A on gadał jakieś farmazony, a ja głupi uwierzyłem mu we wszystko. Że można się zmienić, tylko trzeba pracować nad sobą. Jasne, że można się zmienić – najlepiej w pedała! Jak ja go nienawidzę! Tak mnie poniżył i oszukał, oszukał a przez to poniżył. Rzygać się chce… Dobra, jutro coś się wymyśli, przecież nie wyprowadzę się teraz, po nocy. Tylko będę musiał założyć na noc potrójne gacie. A to pedał jaki! Wstyd przed wszystkimi. Mamo, fajnie nam się gadało, tylko nie powiedziałem ci, że przez ten cały czas mieszkałem razem z pedałem w jego norce. Nie, nic się nie stało, przecież dziecka mi nie zrobił, wszystko w porządku, mamo. Czyli, że to wszystko co mi mówił, to był tylko taki bajer? Tylko bajer, dobry na podryw naiwnego facecika? Bajer o dobroci tkwiącej w człowieku, o tolerancji i szacunku dla innych ludzi, o powolnym dojrzewaniu do mądrości życiowej, o trudnej, ale możliwej umiejętności kierowania własnym życiem? Aż wierzyć się nie chce. Trzeba się uspokoić. Połażę jeszcze z pół godzinki i wrócę, on pewnie już śpi...
© 2004-2023 by My Book