[stron_glowna]
0 books
0.00 zł
polishenglish
Paper books and ebooks
SEARCH
author, title or ISBN
Categories
  • Novels
  • Short stories
  • Poetry & Drama
  • Biographies & Memoirs
  • Science & Technology
  • Languages
  • Reference
  • Economics, Business, Law
  • Humanities
  • Nonfiction
  • Children & Youth
  • Psychology & Medicine
  • Handbooks
  • Religion
  • Aphorisms
We accept payments by Visa, MasterCard, JCB, Dinners Club

We accept payments via PayPal
Szczęście jest chwilą
Szczęście jest chwilą
Ala Pisarska
Publisher:My Book
Size, pages: A5 (148 x 210 mm), 139 pages
Book cover: soft
Publication date:  March 2006
Category: Novels
ISBN:
83-89770-42-3
25.00 zł
ISBN:
978-83-7564-145-5
12.00 zł
FRAGMENT OF THE BOOK
    Ostatnie wydarzenia, które miały miejsce w życiu Marii, zmieniły wszystko, a przede wszystkim ją samą. Do tej pory żyła sobie spokojnym, poukładanym życiem i brała tylko to, co ono jej przyniosło. Nigdy niczego nie pragnęła, nie marzyła, gdyż wydawało się jej, że ma wszystko: wspaniałą rodzinę, piękny dom w atrakcyjnej miejscowości na Mazurach. Aż tu nagle zadowolenie i radość z tego, co ma, zaczęła przysłaniać jakaś dziwna tęsknota. Stała się niespokojna, rozdrażniona.
    Poczuła się niespełniona, znudzona dotychczasowym stylem własnego życia, ale wciąż miała nadzieję, że w jej codzienności wydarzy się jeszcze wiele wspaniałych, niesamowitych rzeczy.
    Zastanawia się tylko, co to może być? Jak to zauważyć, odróżnić od szarości dnia codziennego? I czy kobieta, która przeżyła już tyle lat zwykłym życiem, może oczekiwać od losu przeżycia jeszcze jakichś wyjątkowych chwil?
    A może to los ma dla mnie w zanadrzu coś szczególnego, coś, co budzi w sercu niepokój i popędza do poszukiwania?
    A czego ja właściwie poszukuję? Szczęścia?
    A co to jest szczęście i gdzie je można spotkać?
    Czy szczęście to uśmiech losu? – rozważała podczas bezsennych nocy.
    Rozważania Marii o szczęściu przerwała jej nagle, natrętna jak mucha, myśl:
    Co jeszcze mogłabym robić, czym się zająć, żeby spokojnie spać?
    Nic ciekawego nie przychodziło jednak do tej pełnej fantazji głowy. Same jakieś mrzonki przemieszczały się tylko po zakamarkach jej szarych komórek.
    Wyjedź gdzieś! Idź do ludzi! – słyszała podszepty swojego wewnętrznego doradcy.
    Wyjechała. Nim minął tydzień, już wracała. Tęskniła za domem, spacerami po lesie, zachodami słońca nad jeziorem…
    Ach, te zachody! Są takie piękne i pobudzają moją wyobraźnię. Gdy zamyślona siedzę sobie sama w ulubionej zatoczce i podziwiam te cuda, które na moich oczach czyni natura, to marzy mi się, by zostać malarką albo poetką…
    Idź, idź do ludzi!
    Nie zamykaj się w sobie! – rozkazywał jej wewnętrzny głos.
    Jednak spotkania ze znajomymi uświadamiały Marii, jak wielkim problemem dla niej jest choroba, która ją dotknęła. Wprowadzały w jej życie jeszcze większy dyskomfort.
    Nie umiała poradzić sobie z trudnością porozumiewania się z ludźmi.
    Główną przyczyną tego stanu był pogarszający się z dnia na dzień słuch i trudności w zrozumieniu sensu wypowiedzi rozmówców.
    Postanowiła, że nie będzie siebie męczyła, i ograniczyła kontakty towarzyskie do minimum. Nie miała już ochoty dłużej rozczulać się nad sobą i tłumaczyć wszystkim wokół, na czym polega jej choroba.
    Pewnego zwykłego dnia obudziła ją myśl, żeby dokonać jakiegokolwiek zakupu.
    Wiele kobiet miewa takie stany umysłu, iż wydaje im się, że lekarstwem na frustrację jest wizyta w sklepie, najlepiej z konfekcją damską, i sprawienie sobie czegoś nowego, wyjątkowego. Działa to tak, jak nowa zabawka, która mieni się kolorami tęczy, pozwalając na chwilowe zapomnienie o szarości dnia codziennego.
    Maria zdecydowała, że kupi komputer.
    Komputer w domu! Niektórzy twierdzą, że to wymysł szatana, a może jest to dar aniołów? – zastanawiała się Maria w ciszy nocy.
    Początkowo z pewnymi oporami i trudnościami uczyła się jego obsługi.
    Nie było łatwo. Zapisała się na kurs komputerowy.
    Była najstarszą jego uczestniczką, ale radziła sobie nie najgorzej. Po kilku tygodniach nabrała wprawy i już coraz śmielej poczynała sobie, wędrując kursorem po wirtualnym świecie.
    Gdy nadeszła jedna z tych koszmarnych, bezsennych nocy, która dłużyła się jak podróż pociągiem osobowym relacji Ełk-Zakopane, Maria oddała się swoim myślom i nagle dokonała wspaniałego odkrycia:
    Przecież przy pomocy tej magicznej skrzynki będę mogła rozmawiać z ludźmi! To coś dla mnie, bo niepotrzebny jest do tego słuch.
    Usiadła przed komputerem i usiłowała włączyć się do rozmowy, która toczyła się na internetowej tablicy, zwanej przez stałych rozmówców tapetą.
    – Cześć! Mam na imię…
    Po co imię, przecież mam pseudonim. Tu wszyscy są nickami?
    Napiszę tak:
    – Cześć, to ja!
    Hmmm. A kto będzie wiedział, kim jest to „ja”?
    Niby nic, prosta sprawa, a jednak nie wiesz, Marysiu, jak to zrobić? – strofowała samą siebie. Wszystko to przez ten mój nie najlepszy nastrój – usprawiedliwiała się przed sobą.
    Trzecią noc już tak siedziała i wpatrywała się w ekran monitora, jak wół w malowane wrota, i nie mogła odważyć się na napisanie choćby kilku zdań. Wreszcie podjęła męską decyzję.
    Co mi tam? Wchodzę!
    Wybrała dla siebie pseudonim – lunatyczka.
    Tak będzie ładnie? Podoba mi się! Niech tak zostanie.
    Zalogowała się do internetowej kafejki.
    – Cześć! – zwykłą, czarną czcionką napisała tylko to jedno słowo. Czeka, patrzy i czyta. Cisza. Nikt mnie nie zauważył. Dlaczego nikt do mnie nic nie pisze? To, z kim ja teraz będę rozmawiała, gdy oni są tak zajęci sobą, że nawet nie zauważyli, że powitała ich nowa osoba – lunatyczka, czyli ja?
    Nagle, na ekranie monitora, pojawiło się małe okienko z pomarańczową ramką i informacją: „rozmowa prywatna”. Na białym tle ktoś napisał cieniutką jak nitka falująca na wietrze, lekko pochyloną w prawo, niebieską czcionką.
    [Angel] Cześć! Odpowiem za anioła.
    [lunatyczka] Cześć! Jesteś aniołem?
    [Angel] Tak, upadłym aniołem – hi, hi.
    [lunatyczka] Hmmm – szkoda, przez chwilę cieszyłam się, że to mój opiekun duchowy – Anioł Stróż, a Ty piszesz, że jesteś – upadłym. Z wysoka spadłeś? Mam nadzieję, że miałeś miękkie lądowanie?
    [Angel] Upadłem, bo nie mogłem Ciebie odnaleźć, ale skoro jesteś, to już jest wszystko dobrze.

    Rozmowa potoczyła się wartko i gładko. Maria nawet nie zauważyła, że godzinę temu minęła północ.
    Rozmawiali tak, jakby się znali bardzo dobrze i od dawna. Czasami nawet pisali takie same zdania, mieli takie same myśli.
    To było niesamowite. Wyglądało to tak, jakby dwie bliźniacze dusze spotkały się ze sobą.
    Marii przypomniały się słowa mamy, która powtarzała niejeden raz, że bardzo ważne jest to, kogo spotykamy na swej drodze życia.
    Dlatego szczęściem jest spotkanie bliskiej duszy, takiej jak Angel. Być może spowodowała to tkwiąca w nich romantyczność, która w codziennym życiu nie ma możliwości ani klimatu, aby się ujawnić, lub zbieżność poglądów na podejście do życia:
    „Być, nie tylko mieć, dawać, nie tylko brać, dzielić się życzliwością i uśmiechem z innymi…”
    Późna nocna pora zmuszała Marię do zakończenia tej miłej sercu pisemnej rozmowy. Wirtualny rozmówca podziękował jej za wspólnie spędzony czas, za to, że pomogła mu otworzyć jego własną duszę, że dała mu odrobinę radości i możliwość bycia sobą, chociaż przez chwilę.
    Dziękuję Ci, że dzielisz się ze mną tym, co masz najpiękniejszego w sobie – napisał Angel na zakończenie pisemnej rozmowy i podając swój numer telefonu komórkowego, zniknął z pola widzenia.
© 2004-2023 by My Book