[stron_glowna]
0 books
0.00 zł
polishenglish
Paper books and ebooks
SEARCH
author, title or ISBN
Categories
  • Novels
  • Short stories
  • Poetry & Drama
  • Biographies & Memoirs
  • Science & Technology
  • Languages
  • Reference
  • Economics, Business, Law
  • Humanities
  • Nonfiction
  • Children & Youth
  • Psychology & Medicine
  • Handbooks
  • Religion
  • Aphorisms
We accept payments by Visa, MasterCard, JCB, Dinners Club

We accept payments via PayPal
Zanim zakwitną kasztany
Zanim zakwitną kasztany
Margaret Feljan
Publisher:My Book
Size, pages: A5 (148 x 210 mm), 151 pages
Book cover: soft
Publication date:  March 2006
Category: Children & Youth
ISBN:
83-89770-41-5
20.50 zł
ISBN:
978-83-7564-285-8
16.40 zł
FRAGMENT OF THE BOOK
5 stycznia 2004 r. godzina 20:00
    Na imię mam Magda. Jestem uczennicą II LO w Katowicach. Natura jak zwykle spłatała mi figla. Zamiast być długonogą, ciemnoskórą topmodelką, jestem tylko niewysoką – 155 cm – szatynką o bladej cerze i zielonych oczach. Na szczęście Bozia podarowała mi na otarcie łez włosy falowane, które miękko okalają moją pucułowatą buzię i niczym płaszcz opadają do połowy pleców. Zgrabny mały nosek i czarną oprawę oczu. Chociaż do miss mam daleko, to i tak nie mogę narzekać na powodzenie u menów. Kręcą się różni, ale moje serce należy do Jacka. Ale nie o tym chciałam pisać! Od paru miesięcy zadaję sobie pytanie, dlaczego właśnie mój rocznik 1986 ma pisać maturę na nowych zasadach. Matura 2005, to jest właśnie moja zmora! Do tej pory ciągle o niej mówili, ale to właśnie my mamy dostąpić tego zaszczytu! Wprawdzie od samego początku nasza edukacja biegła innym systemem niż poprzednich roczników, tzn. 6 lat podstawówki, 3 lata gimnazjum, 3 lata liceum, ale dlaczego to my musimy być pionierami?! Nie dali nam zbyt wiele czasu na przystosowanie się do nowych warunków: poziom podstawowy, poziom rozszerzony, punkty i procenty zamiast ocen, rozumienie tekstu, analizy porównawcze, prezentacje, testy wielokrotnego wyboru i inne nowinki edukacyjne. Boże kochany! Jak ja to wszystko zaliczę? Starsze roczniki śmieją się z nas i ciągle przezywają „królikami doświadczalnymi”. Łatwo im się śmiać, oni mają maturę według starych zasad! Nie muszą się wysilać! Codziennie zadaję sobie jedno i to samo pytanie: komu do szczęścia było to potrzebne? Mam wrażenie, że wpadliśmy w wielką pajęczą sieć, a do tej pory żyliśmy w kenozoiku i rządziły nami wyłącznie mamuty!
    To po prostu w pale się nie mieści! Czy ten egzamin można zdać? Boże, co ze mną będzie, jak nie zaliczę? Co ja ze sobą zrobię? Gdzie będę szukać pracy? No, właśnie, praca! Kto da mi pracę? Przecież teraz w ofertach żądają od kandydata co najmniej 5-letniego doświadczenia. Hm, ciekawe, gdzie miałam je zdobyć? Może w podstawówce? Wymagają również znajomości dwóch języków! Tutaj przynajmniej nie mam problemów (angielski w mowie i piśmie znam perfekt, francuski dobrze). Żądają jeszcze bardzo dobrej obsługi komputera – uff, na szczęście znam wszystkie dostępne programy. Ewentualnie mogę podjąć pracę w biurze!
    Informatyka tak szybko pędzi do przodu, że za chwilę mój komputer odstawię do lamusa i będę musiała kupić nowszy sprzęt, ale skąd wezmę kasę? Przydałoby się również prawo jazdy! Niestety, nie mam sponsora. Na razie o prawku mogę tylko pomarzyć. Z wymagań została jeszcze dobra prezencja. To przy dobrych umiejętnościach stylizacyjnych i odpowiednich zasobach finansowych można osiągnąć. No tak, znowu pojawia się problem kasy. Chociaż nie zaliczamy się do biednej rodziny, to i tak po ostatnich podwyżkach cienko przędziemy! Wymagania pracodawców co do jakości i wydajności pracy są coraz większe, ale niestety nie idzie to w parze z godziwym wynagrodzeniem! O zgrozo! Biali murzyni! Sama już nie wiem, co dalej będzie z moim życiem. Mam się dalej uczyć? Czy może spakować po egzaminie walizki i wyjechać do Holandii lub do Ameryki? Rodzice nie mają dla mnie czasu! Ciągle gdzieś gonią za dodatkowymi pieniędzmi! A ja mam tylko siedzieć sama w domu z nosem w książkach i wkuwać do matury. Nawet nie mam rodzeństwa! No i komu mam się pożalić? Okropny żywot jedynaczki!
    Oczy mi już wyłażą, mózg się wprost lasuje od tej monotonnej nauki! Wkuwam i ryję, a w głowie tylko zamęt. Naprawdę muszę solidnie odpocząć. Przecież do egzaminów jeszcze daleko. Mam jeszcze trochę czasu! Wszystko może się jeszcze zmienić. Zdążę zakuć, zdać i zapomnieć, ale jak to mam wytłumaczyć rodzicom?
    Jutro umówiłam się na randkę z Jackiem i to jest teraz najważniejsze, a nie jakieś tam egzaminy, testy, szkolne nakazy i zakazy. Muszę jutro zrobić się na bóstwo, a na czole znowu mam niespodziankę – ogromny pryszcz. O zgrozo!


    Magda przerwała pisanie pamiętnika i z przerażeniem wzięła do ręki lusterko. Długo przyglądała się swojemu odbiciu. Z markotną miną zaczęła się nad sobą użalać.
    Dlaczego nie mam ciała Jennifer Lopez i talentu Shakiry? Wtedy byłabym nieźle ustawiona. No tak, to nie te geny. Muszę złożyć zażalenie do Pana Boga. O rety! Całkiem zapomniałabym o jutrzejszej randce. Muszę koniecznie zlikwidować pryszcze. Kiedy wreszcie pozbędę się tego okropnego trądziku? Inne dziewczyny mają buzię gładką jak aksamit, a ja wyglądam jak wypłosz. We wszystkich kobiecych magazynach specjaliści doradzają, jak poprawić urodę. Kupowałam różne cudowne środki w drogeriach, aptekach i nic to nie pomogło. Nabiłam tylko kieszeń firmom farmaceutycznym i kosmetycznym. Wstrętne krosty dalej panoszą się na mojej twarzy.
    Dziewczyna odłożyła lusterko i skierowała kroki w stronę toaletki. Zaczęła gorączkowo szukać kosmetyków pielęgnacyjnych. Gdzie jest ten peeling, maseczka ogórkowa, tonik i wałki? – coraz bardziej denerwowała się. Raz do ręki wpadła jej tubka z kremem przeciw cellulitowi, po chwili nawinął się słoik żelu do włosów. Chyba czort przykrył ogonem maseczkę i peeling. Wałki też gdzieś się podziały. Może zostawiłam w łazience? – przez moment się zastanawiała.
    Pochłonięta dalszym przerzucaniem zawartości szuflady i blatu toaletki, w ostatniej chwili usłyszała odgłos kroków na drewnianych schodach.
    Zaraz muszę schować pamiętnik i kosmetyki. To na pewno idzie matka – pomyślała. Dostanie zawału, jak zobaczy, że znowu zajmuję się błahostkami zamiast przygotowywać się do matury. Oho! Słyszę, jak pędzi w stronę mojego gniazdka, na pewno chce znowu mnie pouczać!
    W pośpiechu chowała rzeczy do szuflady.
    Po chwili do pokoju weszła Aleksandra Wierzbowska, drobnej budowy brunetka o dużych zielonych oczach. Na pociągłej bladej twarzy malował się tajemniczy uśmiech. Długie włosy miała zawinięte w modny kok. Chociaż poranny makijaż stracił już swój blask, to i tak wyglądała powabnie. Ubrana w beżowe spodnium, które uwypuklało jej zgrabną sylwetkę, oraz ozdobiona złotą biżuterią wyglądała jak modelka z magazynu mody. Córka podbiegła i zawołała do niej:
    – Cześć, mamo! Dobrze, że już wróciłaś z pracy.
    – Witaj, skarbie! – matka objęła ją serdecznie i pocałowała w policzek. Usiadła wygodnie na tapczanie i z uśmiechem zaczęła wypytywać:
    – Jak minął ci dzień? Co słychać w szkole? Czy jadłaś już obiad?
    Córka odwzajemniła jej uściski i zajęła miejsce tuż obok. Patrząc matce głęboko w oczy, odpowiedziała:
    – Mamo, dlaczego tak późno wracasz do domu? Martwiłam się o ciebie – położyła dłoń na jej ramieniu. – Dzwoniłam o 17:30, potem wysłałam ci SMS. Nie odpowiadałaś na moje telefony! Czy coś się złego stało?
    – Kochanie, nie denerwuj się, po prostu musiałam zostać dłużej w laboratorium, a tam nie wolno mieć włączonego telefonu. Dzisiaj szef zlecił mi dodatkowe analizy. Gdyby to nie było takie ważne, przyjechałabym prędzej. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz, córeczko? Na drugi raz, jak zostanę po godzinach, nie zapomnę zadzwonić do ciebie. Obiecuję, że już się nie będziesz o mnie niepotrzebnie martwiła. Zgoda?
    – W porządku. Rozumiem, mamuś, ale kiedy nie ma taty i ty jeszcze wracasz wieczorami, to czuję się wprost okropnie. Jeszcze na dodatek dołują nas w szkole. Ale na szczęście dostałam dzisiaj z biologii szóstkę.
    – Bardzo się cieszę, kochanie, z twojego sukcesu. A jak ci poszła klasówka z chemii?
    – Z chemii, z chemii – powoli cedziła słowa. – Mamo, proszę, tylko nie wpadaj w panikę – błagała. – Znowu kapa. Co ja mogę na to poradzić, że ta nieznośna nauczycielka właśnie na mnie rzuciła haczyk? A dzisiaj maglowała mnie przez całą godzinę, możesz to sobie wyobrazić?! Nawet ze strachu się spociłam, wszystkie zadania poplątały mi się w głowie.
    – Przecież ostatnio tłumaczyłam ci, jaką metodą masz je rozwiązywać. Wczoraj mi mówiłaś, że wszystko rozumiesz. O czym ty myślisz?! – z irytacji Aleksandra podniosła głos i spojrzała na córkę badawczo. – Na pewno o Jacku lub o niebieskich migdałach! Za rok masz maturę. Wybrałaś medycynę, a chemia to podstawa. Dobrze wiesz, że dostać się na studia nie jest łatwo. Na jedno miejsce przypada dwudziestu kandydatów. Czy ci na tym nie zależy? Jak wyobrażasz sobie dalszą przyszłość? Zrozum wreszcie, dziewczyno, że talent to jeden procent, a dziewięćdziesiąt dziewięć to żmudna i systematyczna praca. Jeśli chcesz coś w życiu osiągnąć, musisz twardo dążyć do wytyczonego celu i pokonać wiele przeciwności losu. Życie to nie bajka! A wracając do chemii, jeżeli nie potrafisz zrozumieć tego przedmiotu, to radzę ci zmienić kierunek studiów albo od jutra zabieraj się do solidnej nauki. W wolnych chwilach mogę z tobą popracować. Jeżeli ty oczywiście będziesz chciała się uczyć!
    Aleksandra coraz bardziej się denerwowała. Jej głos był stanowczy, a wzrok przenikliwy. Na policzki wystąpiły rumieńce. Marszczyła nos. Madzia widząc tak wielkie jej wzburzenie, postanowiła ją jakoś udobruchać. Przymilnie ją objęła i popatrzyła prosto w oczy:
    – Mami, nie denerwuj się, proszę, błagam. Po prostu stres mnie dobija. Kołacze moim sercem, a myśli uciekają mi gdzieś daleko. Nie mogę się skupić. Nawet żołądek podskakuje mi do gardła. Po każdym wywołaniu do tablicy zbiera mi się na wymioty. Ciągle boli mnie głowa. I ty chcesz, żebym coś konstruktywnego napisała? Nawet nie wiem, ile jest dwa razy dwa. Tak się boję. Przecież mówiłam ci, że psorka jest okropna! Wyżywa się na uczniach, grozi i krzyczy. Uważa, że jak ona rozwiąże zadanie w dwie minuty, to uczniowie zrobią to w trzy. Tego nie da się po prostu wykonać! Ledwo nadążam wypisać dane z zadania. A gdzie jest reszta? Proszę, nie złość się więcej i nie krzycz. Dobrze wiesz, że muszę mieć trochę więcej czasu na zastanowienie się. Przykro mi bardzo, że nie potrafię tak jak ty szybko w pamięci dokonywać analiz. Szkoda, że nie mam po tobie talentu, na pewno byłoby mi o wiele łatwiej.
    Magda widząc, że nie zadowoliła matki przedstawionymi argumentami (ta patrzyła na nią zirytowana i stukała z niecierpliwością palcami po poręczy tapczanu), postanowiła zmienić linię obrony z defensywy na ofensywę. Podniosła brwi do góry i zadziornie patrząc jej w oczy, krzyknęła:
    – Co ci daje ten instytut? Robisz ciągle nadgodziny, a gdzie jest twoja premia? Od paru miesięcy harujesz jak wół, a pieniędzy większych z tego nie masz! – starała się rozmowę skierować na inny tor. Jej krzyk odbijał się od ścian. W powietrzu było czuć gorącą, burzliwą atmosferę, która zapowiadała wojnę pokoleń. Rozzłoszczona córka siedziała w niedbałej pozycji z miną ponurą jak chmura gradowa. Jej ręce były ostentacyjnie skrzyżowane na piersiach. Czekała na kolejny atak matki, gotowa do obrony. Chociaż Aleksandra była bardzo zbulwersowana jej postawą, postanowiła nie reagować na ten wybuch złości. Czuła, że ze zmęczenia zaraz dostanie migreny. Spojrzała na nią z wyrzutem i krótko zreasumowała:
    – Jak się uspokoisz, to możemy później kontynuować naszą dyskusję. Zapamiętaj, że tylko dla najlepszych, wytrwałych i pracowitych jest dzisiaj jakaś szansa! Uczysz się wyłącznie dla siebie. Era „podaj łopatę” lub „czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy” dawno się już skończyła! Przemyśl to jeszcze raz! Zastanów się nad swoją przyszłością. Jestem naprawdę rozczarowana twoim brakiem wyobraźni i niefrasobliwością. Dobranoc.
    Z westchnieniem wstała i cicho zamknęła za sobą drzwi. Jej surowe słowa jak wielka drzazga utkwiły w głowie Madzi. Straszne wizje zaczęły ją męczyć. Nagle wyobraziła sobie, że stoi obok urzędu pracy w niemodnych ciuchach, z łopatą w dłoniach, a na czole ma przyklejoną czerwoną karteczkę z napisem: „Szukam jakiejkolwiek pracy. Dziewczyna do wzięcia za 3 zł”. Nawet myśl, że jutro spotka Jacka, nie rozgoniła czarnego scenariusza. Mama ma rację – kontemplowała – bez wykształcenia nic w życiu nie osiągnę. Mogę jeszcze wyjść za mąż i żyć na garnuszku męża! Hmm… To nie jest chyba najlepszy pomysł. Muszę od jutra wszystko przemyśleć i zweryfikować swoje plany – ciężko wzdychała. Teraz muszę odpocząć.
© 2004-2023 by My Book