[stron_glowna]
0 books
0.00 zł
polishenglish
Paper books and ebooks
SEARCH
author, title or ISBN
Categories
  • Novels
  • Short stories
  • Poetry & Drama
  • Biographies & Memoirs
  • Science & Technology
  • Languages
  • Reference
  • Economics, Business, Law
  • Humanities
  • Nonfiction
  • Children & Youth
  • Psychology & Medicine
  • Handbooks
  • Religion
  • Aphorisms
We accept payments by Visa, MasterCard, JCB, Dinners Club

We accept payments via PayPal
Pater noster
Pater noster
Sebastian Bartek
Publisher:My Book
Size, pages: A5 (148 x 210 mm), 194 pages
Book cover: soft
Publication date:  October 2018
Category: Novels
ISBN:
978-83-7564-556-9
28.00 zł
ISBN:
978-83-7564-558-3
5.00 zł
FRAGMENT OF THE BOOK
    Pociąg zaczął hamować przed stacją, ogłaszając ten fakt serią urozmaiconych dźwięków. Seweryn podniósł głowę i za odrapaną szybą zobaczył blok, w którym kiedyś mieszkał.
    „Już cztery lata nie widziałem starych. Ciekawe, co się dzieje u tych gnomów?”, pomyślał i wstał, a następnie udał się do drzwi, próbując dostosować chód do chaotycznych ruchów zwalniających wagonów. Już w środku przypalił papierosa, a stojący obok mężczyźni, którzy wyglądali na studentów, opuścili wzrok, ukrywając głęboko swoją dezaprobatę dla takiego zachowania. Słusznie domyślali się, że rosły młodzieniec w odzieży sportowej i z tatuażem na policzku mógłby zareagować nerwowo na próbę uświadamiania go w kwestii zakazu palenia tytoniu w miejscach publicznych. Przy akompaniamencie zgrzytów i pisków wytracający prędkość pociąg stracił płynność hamowania i zatrzymał nagle, jakby maszynista chciał upewnić się, że śpiący pasażerowie nie przegapią swojej stacji. Po chwili wagony odetchnęły dźwiękiem rozsuwanych drzwi i wypluły na peron cztery osoby. Trzy z nich szybkim krokiem udały się do głównego wyjścia, prowadzącego na miasto. Konan szedł w przeciwną stronę. Chcąc sobie skrócić drogę, postanowił przejść przez tory. Już miał zeskoczyć z wysokiego peronu, kiedy zauważył, że na ławce ktoś siedzi i korzysta z laptopa. Postanowił to sprawdzić, licząc na łatwy zysk. Komputer to zawsze kilka stówek. Kiedy podszedł bliżej, okazało się, że była to młoda, atrakcyjna kobieta, która sprawnie stukała palcami w klawiaturę.
    – Nie za późno na ciebie, bejbe? – zagaił Konan w niewyszukanym stylu, który według niego był kluczem do damskiego serca, po czym wyekspediował peta palcem wskazującym, a ten po kilkumetrowym locie upadł pomiędzy szyny.
    Nieznajoma posłała mu pełne pogardy spojrzenie i wróciła do swojego zajęcia, ignorując pytanie. Przez krótką chwilę, gdy lampa na peronie oświetliła jej twarz, mężczyzna zauważył, że jest trochę starsza, niż się mu wcześniej wydawało. Widząc ją z daleka, był pewien, że to jakaś nastoletnia siksa, a miał przed sobą kobietę na oko dobiegającą trzydziestki.
    – Dokąd się wybierasz tak w nocy, lala? – kontynuował Seweryn, ale także na to pytanie nie uzyskał odpowiedzi, co zaczęło go wyprowadzać z równowagi. Uznał więc, że czas sięgnąć do słownictwa z niższej półki. – Masz gówno w uszach czy co, głupia cipo? Grzecznie się przecie spytałem, nie?
    Po tym agresywnym wybuchu kobieta podniosła głowę, jednak nie wyglądała na zastraszoną. Zamiast tego spokojnie popatrzyła na intruza i rzekła:
    – Proszę, proszę, a więc to ty jesteś Seweryn Terlikowski, znany także jako Konan.
    – Słyszałaś o mnie, co? – zapytał i pokiwał głową z uznaniem, jednak to, że nieznajoma podała jego nazwisko, trochę go zaniepokoiło.
    – Widzisz, doszły mnie słuchy, że potrafisz nieźle dogodzić dziewczynie.
    – Ło, ło, ło, ło, ło – odrzekł chłopak w rytmie stukocących kół odjeżdżającego właśnie pociągu. – Zdaje się, że jesteśmy sławni – powiedział i ułożył ręce w trójkąt, pokazując na swoje krocze. – Ale tak poważnie, to kto ty, bo nie z tej parafii? Znałbym cię raczej.
    Nieznajoma odłożyła komputer i wstała, po czym nieoczekiwanie postąpiła krok bliżej i wbiła wzrok w zaskoczonego mężczyznę, co sprawiło, że poczuł się nieswojo, jakby się bał, a to było dla niego coś nowego. Postanowił jednak zamaskować strach i warknął na nią:
    – Słuchaj, gadaj, bo…
    – Bo co?! – przerwała mu kobieta, nadal wpatrując się w Seweryna, jakby próbowała go zaczarować. – Wydupczysz mnie, a potem dasz nogę? – zapytała wulgarnie.
    – Co to, kurwa, ma być! – wycedził Konan przez zaciśnięte zęby, jednocześnie wykrzywiając kąciki ust w dół, kiedy zorientował się, do jakiego wydarzenia nawiązywała. – Ktoś z psiarni posłał cię za mną, żeby mnie nastraszyć, co?
    Po tym pytaniu wyprostował palec wskazujący z zaciśniętej w pięść prawej dłoni i zaczął nim machać przed jej twarzą, cedząc słowa szeptem:
    – Ostrzegam cię, suko! Nie wiem, kim jesteś, ale mam dla ciebie dobrą radę: nie mieszaj się do tamtej sprawy, bo pożałujesz, że stara cię wysrała. Zapamiętaj, że tamto jest już skończone!
    Kobieta cały czas się uśmiechała, co doprowadzało Seweryna do szewskiej pasji. Nie był pewien, czy ma jej przylać i napytać sobie biedy, czy też odwrócić się na pięcie i odejść w spokoju, z twarzą wykrzywioną gorzkim smakiem urażonej dumy. Po chwili ten dylemat przestał istnieć, kiedy zauważył jakiś ruch za plecami. Nie zdążył nawet się odwrócić, kiedy nagle zastygł w pozycji na baczność, jakby ktoś włożył w niego kij od miotły. Najpierw uznał, że ktoś zaatakował go nożem, ale to nie było to. Z przerażeniem odkrył, że stracił kontrolę nad kończynami. Stał co prawda, ale bardziej w taki sposób, jakby ktoś, lub coś podtrzymywało jego tułów.
    „Co to ma być, do chuja!”, chciał krzyknąć, lecz słowa nie chciały wyjść poza jego umysł.
    Stał tak przez chwilę, patrząc, jak dziewczyna bezpardonowo przeszukuje mu kieszenie i wyciąga telefon, po czym wybija trzy cyfry i patrząc mu prosto w oczy, zaczyna rozmowę. W jednej chwili ze spokojnej osoby zamieniła się w roztrzęsioną kobietę, ale to była tylko gra. Udawała osobę, która właśnie doznała jakiegoś wstrząsu i usiłuje sklecić kilka zdań, żeby przekazać jakąś ważną informację.
    – Halo, znalazłam na torach jakiegoś człowieka. Wygląda jakby, jakby, nie wiem, jakby go potrącił pociąg. Jezus, Maria, on jest cały we krwi, ale chyba jeszcze żyje… Rusza się… Potrzebna karetka, jak najszybciej, proszę. T-t-tak, na dworcu głównym, leży koło piątego peronu.
    Syn państwa Terlikowskich zrozumiał, że nieznajoma mówiła o nim. Wpadł w jakieś dziwne gówno, był tego pewien, ale nie wiedział jeszcze, jak głęboko. Wkrótce miał się o tym przekonać.
© 2004-2023 by My Book