[stron_glowna]
0 books
0.00 zł
polishenglish
Paper books and ebooks
SEARCH
author, title or ISBN
Categories
  • Novels
  • Short stories
  • Poetry & Drama
  • Biographies & Memoirs
  • Science & Technology
  • Languages
  • Reference
  • Economics, Business, Law
  • Humanities
  • Nonfiction
  • Children & Youth
  • Psychology & Medicine
  • Handbooks
  • Religion
  • Aphorisms
We accept payments by Visa, MasterCard, JCB, Dinners Club

We accept payments via PayPal
Defenestracja
Defenestracja
Paweł Orzeł
Publisher:My Book
Size, pages: A6 (105 x 148 mm), 129 pages
Book cover: soft
Publication date:  October 2005
Category: Poetry & Drama
ISBN:
83-89770-22-9
19.00 zł
ISBN:
978-83-7564-111-0
11.50 zł
FRAGMENT OF THE BOOK
SCENA I
Scena wyglądać powinna, tak jak wymyślił sobie autor w jej opisie (jeszcze bez stołu), a jeśli cokolwiek będzie inaczej, to autor przeżyje wtedy głęboki kryzys wiary w siebie, światopoglądowy i nie przyzna się do napisania tego dramatu… W łóżku bliżej nieokreślona postać się przeciąga i ziewa, po czym znowu następuje spokój i konsternacja.

SCENA II
(PA i PO)
PA (wchodzi z prawej strony): Ale powiedz mi tak szczerze… jaka jest różnica między nami? Bo ja naprawdę nie mam pojęcia. Ludzie wydają się mnie ignorować, nie zauważać i w ogóle nie chcą ze mną rozmawiać, ale to jakiś absurd, przecież jesteśmy tacy sami! No powiedz coś wreszcie! (tutaj macha spektakularnie rękoma)Gdzie się znowu schowałeś?! A może z kim? Nawet sobie nie wyobrażasz, jak to wszystko robi ze mnie bardzo nieszczęśliwego człowieka…
PO (wchodzi z drugiej strony, to jest z lewej): Przestań! Wcale nie jesteśmy podobni.
PA: Przecież widzę!
PO: Przyjrzyj się jeszcze raz. Zaciąłem się przy goleniu. Ha! Teraz nikt nie stwierdzi, że jesteśmy choć trochę podobni.
PA: A gdzie się zaciąłeś?
PO (nastawia lewy policzek): Gdzie, przy uchu. Widzisz?
PA (przygląda się): Nie…
PO: To pewnie przy tym drugim… (nastawia drugi policzek).
PA: Faktycznie. I myślisz, że teraz nikt nas nie rozpozna?
PO: Nie mówiłem, że nikt nas nie rozpozna. Stwierdziłem, że po prostu będziemy teraz skrajnie różni.
PA: Na pewno?
PO: Tak. Jeszcze bardziej, niż byliśmy.
PA: To wspaniale.
PO: Nie byłbym tego taki pewien na twoim miejscu, ale skoro tak ci na tym zależy, to proszę bardzo, mogę się zacinać częściej.
PA: Dziękuję ci. Nie pamiętam, żebyś kiedykolwiek wcześniej tyle dla mnie zrobił.
PO: Ty chyba w ogóle gówno pamiętasz, ale miło mi to słyszeć.
PA: Nie wiem. Powiedz mi jeszcze, proszę…
PO (przerywa): Nie mogę. Muszę iść. Umówiłem się dziś!
PA: Codziennie się z kimś umawiasz. Ale ja właśnie chciałem…
PO (najwyraźniej ma gdzieś to, co mówi PA): Zdejmij spodnie.
PA: Słucham?
PO: Muszę przecież jakoś wyglądać. Nie chcę, żeby ta bogini uciekła na mój widok. Rozumiesz, nie można iść w samej bieliźnie… Jeszcze nie na czwartym spotkaniu. No, zdejmuj szybciej.
PA (zdejmuje i podaje): Proszę.
PO (zakłada spodnie i podaje ręcznik PA): Bez egzaltacji proszę.
PA: Kiedy wrócisz?
PO: Tego nawet ja nie wiem, ale gdy wrócę (rozmyśla się) I tak tego nie zrozumiesz. Tymczasem, mój najbliższy, bądź co bądź, przyjacielu. Nie czekaj z kolacją ani śniadaniem, odchudzam się.
PA: To tak jak ja…
PA wiąże sobie ręcznik na biodrach po wyjściu PO, który wyszedł na prawo, staje przed łóżkiem w tej pozycji, co postać namalowana na obrazie po drugiej stronie sceny. Nieruchomieje.

SCENA III
KA i PA, którego tak naprawdę nie ma.
Postać w łóżku znowu się porusza, trochę zasłonięta przez PA. Przeciąga się. Wyłania się wreszcie głowa spod kołdry, wstaje. Ma dziwnie roztrzepane włosy, biega chwilkę wokół PA w swojej piżamie, robi znak krzyża albo tylko odpędza wciąż obecny sen i ucieka ze sceny.

SCENA IV
(KE i PA)
Na scenę wchodzi KE, nie zauważa PA, wchodzi za obraz, coś nuci i po minucie pokazywania różnych części ciała… rąk, nóg, głowy… wychodzi ubrana w strój roboczy, czyli kelnerki. Znowu wychodzi i wraca z tacą. Staje przed obrazem.
KE: Czy to pan zamawiał kawę?
Cisza.
KE: Czyli to nie ten stolik?
PA (odwraca w jej stronę nieznacznie głowę): Nie, proszę pani.
KE: Mamy tutaj dzisiaj taki ruch… Straszny. Już się gubię, co do kogo miało iść. Przepraszam, ale idę szukać właściwego stolika.
KE wychodzi, a PA zostawia głowę tak przekręconą.

SCENA V
(PO i PA, którego nie ma)
PO wchodzi na scenę w sposób pospieszny, trzyma w ręku bukiet kwiatów i bombonierkę w drugiej dłoni… Na głowie czarny melonik, w ręku zielony badylek… Na głowie czarny melonik, w ręku zielony badylek… Lala…
PO: Czy ktoś widział to, co ja widziałem przed chwilą? To nie mogła być zwyczajna kobieta. W niej było coś takiego… obcego, zimnego, niebezpiecznego, a jednocześnie niewinnego. Ta delikatna aura, jaką wyczułem, gdy przeszła obok mnie pospiesznie z tą równie cudowną kawą. Jakże ja zazdroszczę temu mężczyźnie, który zostanie przez nią obsłużony. Mogłaby nawet przenieść mi paskudną, gorącą czekoladę, a cieszyłbym się niemiłosiernie. To nie jest miłość (patrzy na obraz), raczej bardziej ziemskie uczucie, pewnie jakieś prymitywne i sięgające czasów naszych nieszczęsnych przodków. Może jak odczekam parę kolejnych chwil, to zamieni się to w czyste pożądanie, które opanuje moje sny. Może stanie się ona potajemnie moją muzą. Będę pisał o niej i do niej wiersze, mimo że nie robię tego od wielu lat. Może warto byłoby znów zacząć dla niej? Może powinienem stać się… Tak! Jak mogłem jej nie poznać?! Miałeś rację, renesansowy piewco miłości. To coś, czego nie potrafię nazwać, przeżyło twoją śmierć, a teraz postawiło ją, tę kobietę, u bram mojej wyobraźni. Słyszę, co mówisz, i rozumiem, masz świętą rację… Muszę uważać. Nie wolno mi czegokolwiek zniszczyć. Skoro natura potrafi, to ja tym bardziej.
© 2004-2023 by My Book