[stron_glowna]
0 books
0.00 zł
polishenglish
Paper books and ebooks
SEARCH
author, title or ISBN
Categories
  • Novels
  • Short stories
  • Poetry & Drama
  • Biographies & Memoirs
  • Science & Technology
  • Languages
  • Reference
  • Economics, Business, Law
  • Humanities
  • Nonfiction
  • Children & Youth
  • Psychology & Medicine
  • Handbooks
  • Religion
  • Aphorisms
We accept payments by Visa, MasterCard, JCB, Dinners Club

We accept payments via PayPal
Gniazda
Gniazda
Piotr J. Walczak
Publisher:My Book
Size, pages: A5 (148 x 210 mm), 485 pages
Book cover: soft
Publication date:  August 2016
Category: Novels
ISBN:
978-83-7564-509-5
55.00 zł
ISBN:
978-83-7564-510-1
15.00 zł
FRAGMENT OF THE BOOK
    – No i jakie są wasze wrażenia?
    Tymi słowami Jack powitał trzy dziewczyny siedzące w salonie. Gdy go zobaczyły, odłożyły książki, których stosy stały przed każdą, i rzuciły się na niego. Kilka minut trwało wzajemne przytulanie, całowanie, w czym szczególnie brylowała Anne. Po przywitaniu zajęły miejsca.
    – I? – dopytywał się Jack.
    – Tak, masz rację, to jest ONA. Wszystkie to sprawdziłyśmy. Wybacz, nie mogłyśmy się oprzeć. I chyba to poczuła, ale jeszcze nie rozumie – zapewniła Zeni.
    – Jest surowa, nie zna swoich możliwości i chyba długo będzie je poznawać. Wiemy, że liznęła wszystkie trzy dziedziny wiedzy, lecz żadna nie wzbudziła jej zainteresowania – oceniła Monica.
    – Dobrze. Tak myślałem, że te trzy. Te same trzy. No cóż musicie z nią popracować.
    – My? – zapytały chórem.
    – A kto? Oczywiście, że wy, ja umywam ręce.
    – Drań, nam pomagałeś.
    – Wasza kolej, moje śliczne. Teraz dopiero poznacie, jak to jest uczyć i wtajemniczać oporne, niezdyscyplinowane uczennice… to znaczy uczennicę – poprawił się z figlarnym uśmiechem.
    – My byłyśmy niezdyscyplinowane? Uparte? – agresywnie zapytała Anne.
    – I poznacie tę gorycz, gdy się zorientujecie, że uczennica przerosła już mistrza – dodał, śmiejąc się w głos.
    Teraz nie zaprzeczyły. Umiał je pogłaskać. A potem opowiedziały o Rose. Zrobiła na nich piorunujące wrażenie. Szybko zorientowały się, że dysponuje niesamowitą inteligencją, ukrytymi możliwościami i niezwykłym potencjałem. Nie pominęły także jej wyglądu. Była prześliczną rudą dziewczyną o bardzo delikatnej urodzie. Niesamowicie zgrabna, a jednocześnie fizycznie sprawna. Dalszą rozmowę można określić kryptonimem „Obudzenie”.
    Po zaliczeniu zajęć Rose skierowała kroki do biblioteki. Postanowiła teraz odwiedzić największą, jaka była do dyspozycji studentów w mieście. Była tu kilka razy, ale ze względu na bardzo specjalistyczne materiały tam zgromadzone nie odczuwała potrzeby szperania w jej zasobach. Wiedziała, że nie spotka tutaj znajomych z roku, a pragnęła samotności. Przez kilka minut poszukiwała czegoś na temat najnowszych technologii. Ostatnio zainteresował ją tematyka podzespołów, podstaw wszelkich urządzeń. Gdy w końcu znalazła to, co chciała, udała się do czytelni, a raczej całego szeregu niewielkich pokoi, mieszczących zaledwie parę stolików. Trochę pobłądziła, aż dotarła do stosunkowo dużej salki, w której stały trzy stoły. Dwa były wolne, na trzecim ujrzała wysokie stosy książek.
    Chyba jakiś podręczny magazyn – oceniła, siadając przy pierwszym.
    Powoli zagłębiła się w lekturze. Nie mogła się jednak skupić. W jej głowie miotały się słowa usłyszane od Richarda, i nie tylko. Coś jej wyraźnie przeszkadzało. Zaczęła nasłuchiwać. Spojrzała na zastawiony stół. Mignęła jej jasna czupryna. Wstała i powoli skradała się do sterty. To, co zobaczyła, zaskoczyło ją. Na krześle bujała się… Anne, przeglądając jakiś atlas. Na podłodze leżały na karimatach Monica i Zeni – obie również powoli przewracały strony opasłych tomów.
    – Co wy tu robicie? – zapytała dość obcesowo.
    – Zdobywamy wiedzę – odparła Anne, podnosząc wzrok.
    – Przewracając kartki?
    – Nie przewracamy, tylko czytamy – wyjaśniła Monica.
    – Wolne żarty. Jeżeli myślicie, że nie wiem, co to jest czytanie całymi stronami, to się mylicie. Czytanie a przewracanie to coś innego.
    – Umiesz czytać stronicami? – zapytała Anne.
    – Nie, raczej nie.
    – No to najwyższy czas się nauczyć.
    – Jesteśmy zbyt młode, aby tracić czas na żmudne czytanie, zabraknie go nam na zabawę.
    – Zabawę w drogich klubach?
    – Czyżbyś zdobyła jakieś informacje na nasz temat? – zapytała z rozbawieniem Zeni.
    – No dobrze, powiemy ci prawdę. Przez kilka godzin dziennie uczymy się, potem „dbamy o Jacka”, a może najpierw bawimy się w knajpach, a potem dopiero dbamy o Jacka. W międzyczasie wykonujemy obowiązki sprzątaczkowo-piorące oraz prasująco-gotujące.
    – No i kochamy się – dodała rozbawiona Anne.
    – Wracając do sedna naszego pobytu, ponowię pytanie, czy umiesz czytać stronicami? I czy chcesz się nauczyć? – Poważny ton Zeni zasugerował zakończenie żartów.
    – Już powiedziałam: nie umiem.
    – To pora rozpocząć naukę. Zatem do dzieła.
    A potem zaczęły serię wykładów. Nie było jednak mowy o czytaniu. Rozmawiały o postrzeganiu, o tym na co patrzymy, a co rzeczywiście widzimy, a co chcemy zobaczyć. O oddziaływaniu otoczenia, o oczyszczeniu umysłu, a przede wszystkim o skupieniu myśli i wzroku, ich wzajemnych relacjach. Tłumaczyły w sposób jednoznaczny, czytelny. Nie naciskały, lecz sugerowały. Poszukiwały najlepszej techniki. Stwierdziły, że każda z nich doszła do tej umiejętności inną drogą. Zapewniały Rose, że też znajdzie swoją ścieżkę. Po kilku godzinach dały jej do „przeczytania” pierwszą stronę z książki, którą przyniosła ze sobą. Pozwoliły jej na nią spojrzeć, a następnie zakryły. Rose zdążyła przeczytać całą, więc ze spokojem zreferowała jej treść. Uśmiech zagościł na ich twarzach.
    – Z czego się cieszycie? Przecież miałam dość dużo czasu, aby ją przeczytać.
    Teraz śmiały się już w głos.
    – Masz rację. Widziałaś ją dziesięć milisekund.
    Nie mogła uwierzyć. Patrzyła z rozdziawionymi ustami. Nagle poczuła pocałunek Anne.
    – Możesz już zamknąć usta, są takie ponętne, nie mogłam się oprzeć – wyjaśniła. – Aha, trwał pięć sekund – dodała.
    Wybuchnęły śmiechem. Zaczerwieniła się, czym jeszcze bardziej rozbawiła dziewczyny.
    – No to teraz możemy się zabawić. Kierunek: „Pod palmami”.
    Do Rose powoli docierała rzeczywistość. Podobno przeczytała stronę w dziesięć milisekund. Całowała się przez pięć sekund z Anne, a teraz mają udać się do klubu „Pod palmami”. Była tam raz, na początku znajomości z Richardem. Pamięta, że ponad miesiąc Richard załatwiał wejściówkę. W końcu mu się udało. Dostali stolik w rogu głównej sali. To był klub karaoke. Bawiła się dość przeciętnie. Richard nie pozwolił jej zaśpiewać, chociaż uwielbia śpiew. Wtedy po raz pierwszy poczuła u niego zazdrość.
    Pod klub podjechały taksówką. Zeni wynajęła ekskluzywną limuzynę. Przed wejściem jak zwykle tłum oczekujących na swoją szansę. Dziewczyny ominęły kolejkę i pewnym krokiem zbliżyły się do portiera. Ten ukłonił się, zapraszając gestem do środka i wymownie spojrzał na Rose.
    – Ta pani jest z nami – wyjaśniła Anne.
    – Oczywiście.
    Po wejściu na główną salę ruszyły pewnym krokiem w stronę loży znajdującej się blisko estrady. Menadżer sali stojący przed drzwiami rozsunął je, przepuszczając dziewczyny. Drzwi pozostały szeroko otwarte. Mogły swobodnie obserwować salę, same pozostając niewidoczne. Wokół niskiego stolika rozstawiono siedzisko. Wygodnie mogło na nim zająć miejsce dziesięć osób.
    – Mamy karty stałego klienta – poinformowała Rose Monica.
    – I nieograniczony wstęp do naszej loży – dodała Anne.
    – Kto tutaj bywa?
    – Ludzie lubiący śpiew, dobrą zabawę i… ekskluzywne panienki.
    – Ale nam te ostatnie nie przeszkadzają.
    – Nie zawsze tak było – dodała Monica.
    – Teraz nikt nas nie zaczepia… no poza nielicznymi przypadkami nadzianych, zamiejscowych gości… a wtedy do akcji wkracza Zeni.
    – Koniec tych bzdur, pora coś przekąsić.
    Na te słowa czekał kelner. Dziewczyny zamówiły po drinku dla każdej, zestawy lodów oraz ciast. Nie były to porcje niskokaloryczne, wręcz przeciwnie.
    Na estradzie pojawił się zespół. Po chwili rozpoczął koncert, grając największe współczesne przeboje i nie tylko. Prowadzący zachęcał do występów. Pierwsza odważyła się dość korpulentna blondynka. Zaśpiewała, dosyć czysto, przebój Tiny. Po jej występie utworzyła się kolejka oczekujących na własne popisy wokalne. Dziewczyny słuchały z zainteresowaniem, od czasu do czasu krzywiąc usta, gdy usłyszały fałszywe nuty.
    – Rose, powtórz to, co przeczytałaś w bibliotece – poleciła Zeni.
    – Teraz, czy wyście nie powariowały? Jak mam zapamiętać coś, co widziałam dziesięć milisekund. A poza tym teraz nie pora.
    – Nigdy nie wiadomo, kiedy jest ta pora – wtrąciła się Anne. – Powtórz!
    Rose przyjrzała się im, wiedziała, że nie żartują. Postanowiła przypomnieć sobie tekst. Zaczęła powtarzać. Kilka razy każda po kolei poprawiała ją.
    Jak one to zapamiętały? Przecież tylko ja czytałam.
    – Skąd możecie wiedzieć, czy się pomyliłam?
    – My też przeczytałyśmy – wyjaśniła Anne. – Razem z tobą – dodała, po chwili.
    – Widzisz przeczytać to jedna rzecz, zapamiętać druga, zrozumieć trzecia, a wykorzystać wiedzę w odpowiednim momencie to czwarta. To są cztery kroki, to tak jak my – cztery – wyjaśniała Zeni.
    – Po pierwsze, jesteście trzy – zripostowała.
    – Na razie – ze szczerym uśmiechem odpowiedziały chórkiem.
© 2004-2023 by My Book