[stron_glowna]
1 book
19.00 zł
polishenglish
Paper books and ebooks
SEARCH
author, title or ISBN
Categories
  • Novels
  • Short stories
  • Poetry & Drama
  • Biographies & Memoirs
  • Science & Technology
  • Languages
  • Reference
  • Economics, Business, Law
  • Humanities
  • Nonfiction
  • Children & Youth
  • Psychology & Medicine
  • Handbooks
  • Religion
  • Aphorisms
We accept payments by Visa, MasterCard, JCB, Dinners Club

We accept payments via PayPal
Jak Jerry O'Mara Marchewkę do posłowania namówił
Jak Jerry O'Mara Marchewkę do posłowania namówił
Zenon Jerzy Maron
Publisher:My Book
Size, pages: A5 (148 x 210 mm), 460 pages
Book cover: soft
Publication date:  April 2012
Category: Novels
ISBN:
978-83-7564-334-3
51.00 zł
ISBN:
978-83-7564-335-0
19.00 zł
FRAGMENT OF THE BOOK
    Otworzono dębowe drzwi prowadzące do pubu. W pobliżu wejścia, przy pulpicie miał swoje miejsce pan Franciszek, pełniący rolę kierownika sali, rozprowadzającego klientów po wolnych stołach; dbał o to, by kelnerki we właściwym czasie podeszły do klienta, a także aby nieproszone osoby nie zakłócały spokoju klientów siedzących przy barze i stołach. Pan Franciszek jest młodym człowiekiem; po skończonych studiach administracyjnych rozpoczął pracę w policji. Pracował kilka lat na stanowisku policjanta, a następnie dzielnicowego. Do jego przełożonego wpłynęła skarga, że Franciszek źle potraktował zatrzymanego, bo bez żadnego powodu zbił go pałką, a następnie zakuł w kajdanki i osadził w areszcie komendy. Przełożony Franciszka uznając, że stało się to z winy policjanta, wystąpił o ukaranie podwładnego. Franciszek nie godził się z takim stanowiskiem, dlatego odwołał się od kary, uzasadniając, że po to policjant ma przy sobie pałkę i kajdanki, aby przy zatrzymywaniu wymusić posłuch na osobie, którą decyduje się zatrzymać. A zatrzymywał osobę, która na jego oczach urwała lusterko od stojącego samochodu i na widok idącego policjanta odrzuciła je za siebie. W czasie postępowania zatrzymany tłumaczył, że lusterko było już urwane, a on tylko je podnosił z ziemi i oglądał. Do przełożonych Franciszka nie docierały wyniki badań daktyloskopijnych, ukazujące, że ślady na lusterku wskazują rozłożenie palców tak, jak przy urywaniu lusterka, i należą do osoby zatrzymanej. Za wszelką cenę chcieli Franciszka ukarać. I ukarali, karą dyscyplinarną, wstrzymując na długi czas premie i awans na wyższy stopień.
    Koledzy też byli zadowoleni z ukarania Franciszka, bo on jedyny ćwiczył walki wręcz i potrafił jedną ręką obezwładnić przeciwnika. Był w tym naprawdę dobry. Kiedy Wiesław dowiedział się o przyczynach odejścia Franciszka z policji, zaproponował mu zatrudnienie w pubie swojej żony. Jerry, poznawszy Franciszka, widząc go w akcji, jak radził sobie z niepożądanymi gośćmi, też był zadowolony z takiego pracownika. Mieli pewność, że żadni awanturnicy nie będą zakłócać spokoju klientom pubu.
    W kilka godzin po otwarciu pubu Franciszek podszedł do Wiesława, informując go, że zgłosiło się dwóch łysych i mówią, że przysyła ich jakaś Marchewka.
    – Mówiłem im, że warzywa zamawiamy hurtem – zaczął z poważną miną Franciszek – ale odpowiedzieli mi, że są od pana Marchewki i mogą rozmawiać tylko z właścicielem pubu, bo są wysłannikami.
    – Żona wyjechała, a Jerry jeszcze nie wrócił. – Wiesław zasępił się. – Daj ich do mnie do pokoju.
    – Dobrze, szefie – odparł Franciszek i odwrócił się do klientów przysłanych przez Marchewkę – zapraszam do pokoju.
    Obaj mężczyźni słusznego wzrostu z przerośniętymi karkami spojrzeli krytycznie na dużo niższego Wiesława i puszczeni przez niego przodem. weszli do wskazanego pomieszczenia.
    – Proszę, siadajcie, panowie – rozpoczął, widząc w oczach klientów nieme pytanie.
    – Pan jest właścicielem? – zapytał jeden z nich. – Jestem Mysiek, a to kolega Zyga.
    – Moja żona jest właścicielem, ja tylko pomagam – odpowiedział.
    – Za długo będzie? – zapytał ten sam.
    – Za jakiś czas, ale o co chodzi?
    – Możemy powiedzieć tylko właścicielowi – odezwał się ten drugi.
    – No to przyjmijcie panowie, że jestem współwłaścicielem tego pubu – zaproponował Wiesław.
    – Kolega powiedział, że możemy rozmawiać tylko z właścicielem – głośniej odezwał się ten pierwszy – nie słyszy pan?
    – Panowie, żona moja jest kobietą, bardzo delikatną i nie wiem, czy będzie chciała z panami rozmawiać – stwierdził Wiesław, obserwując bacznie obu mięśniaków.
    – Jak nie będzie chciała rozmawiać, to my z nią porozmawiamy – mruknął głośniej Zyga.
    Wiesława ubodło takie potraktowanie Justy i już miał sięgnąć po broń przymocowaną pod blatem biurka, gdy otworzyły się drzwi i do pokoju wpadł Jerry. Stanął w drzwiach, pokręcił głową przyglądając się przybyłym i zapytał:
    – Wiesiu, cy mas, jaki kłopot?
    – Dobrze, że jesteś, bo panowie koniecznie chcą rozmawiać tylko z właścicielem lokalu, nie przyjmując do wiadomości, że jestem mężem właścicielki.
    – O, widzis, to dobze powiedziane, że jestes tylko menzem właścicielki – Jerry wpadł w swój ton rozmowy. – A ze mną bendziecie panowie rozmawiać? – zapytał mięśniaków.
    – A kto pan jest? – pytał ten pierwszy.
    – Pierwsy właściciel – przedstawił się Jerry. – W cym moge panom pomóc?
    – A gdzie jest drugi właściciel? – zapytał ten drugi.
    – Robi swoje sprawy – szybko odpowiedział Jerry – mófcie, o co wam chodzi.
    – Robi się niebezpiecznie – zaczął ten pierwszy – jestem Mysiek a to Zyga, musimy panów chronić, dlatego proponujemy swoją ochronę…
    – Panowie chcą nas chronić? Przecież to pub prowadzony przez żonę emeryta policyjnego i byłego policjanta z Nowego Jorku – szybko wtrącił Wiesław.
    – Ale emerytów – odezwał się Zyga – dlatego potrzebujecie ochrony.
    – Cy panowie mówią w swoim imieniu? – zapytał Jerry. – Czy pytaliście miejscowych zuli, cy chcom na nas napadać w lokalu?
    – To sprawdzał nasz szef, Marchewka – odezwał się Mysiek – dlatego na negocjacje przysłał nas.
    – A kto to jest, ten wasz sef? On nie lubi policji? Powinien sam tu pzyjść, jeśli chce z nami rozmawiać – spokojnie tłumaczył Jerry.
    – My jesteśmy upoważnieni do rozmów z właścicielami lokali. Za ochronę waszego lokalu zapłacicie miesięcznie pięć tysięcy złotych i ponieważ działacie tu na tym terenie już cztery miesiące, to płacicie dwadzieścia pięć tysięcy złotych. Pieniądze proszę włożyć w kopertę. My za dwa dni przyjdziemy po odbiór – wyrecytował Zyga. – Jako byli policjanci wiecie, że z nami nie ma żartów.
    – O, pzeprasam, ja nie byłem na tym terenie, to nie znam zwycajów – wtrącił Jerry. – W tym casie pracowałem w Niu Jorku, a tam było inacej. Tam policję sanowano i tu, mam nadzieje, ze tez tak bendzie – zakończył zupełnie spokojnie.
    – No to się rozumiemy – wtrącił Mysiek – przyjdziemy za dwa dni po odbiór.
    Wiesław zerwał się gwałtownie, ale Jerry objął go ramieniem, przytulił do siebie i powiedział:
    – Tylko spokojnie, bez niepotsebnych nerwów. Nie mów nawet Justy, niech siem nie denerwuje – uspokajał.
    Mięśniaki wyszły z pokoju, a za chwilę przyszedł pan Franciszek. Popatrzył chwilę na Wiesława, popatrzył na Jerry’ego i zapytał:
    – Przepraszam, ale czegoś nie rozumiem, wiecie panowie, że poradziłbym sobie z oboma mięśniakami, ale nic nie daliście znać. W Stanach to robi się inaczej? – zapytał.
    – Panie Franku, pan tylko patsy. Ja bende załatwiał po irlancku – stwierdził Jerry.
    Jerry nie chciał powiedzieć nawet Wiesławowi, w jaki sposób zaspokoi żądanie pana Marchewki. Wiesław był spokojny, wiedział, że jeśli Jerry postanowił załatwić ten temat, to na pewno temat będzie załatwiony. Nie wiedział tylko jak.
© 2004-2023 by My Book