[stron_glowna]
0 books
0.00 zł
polishenglish
Paper books and ebooks
SEARCH
author, title or ISBN
Categories
  • Novels
  • Short stories
  • Poetry & Drama
  • Biographies & Memoirs
  • Science & Technology
  • Languages
  • Reference
  • Economics, Business, Law
  • Humanities
  • Nonfiction
  • Children & Youth
  • Psychology & Medicine
  • Handbooks
  • Religion
  • Aphorisms
We accept payments by Visa, MasterCard, JCB, Dinners Club

We accept payments via PayPal
Mój bozon Higgsa
Mój bozon Higgsa
Arkadiusz Moszczyński
Publisher:My Book
Size, pages: A5 (148 x 210 mm), 136 pages
Book cover: soft
Publication date:  August 2010
Category: Novels
ISBN:
978-83-7564-259-9
22.50 zł
ISBN:
978-83-7564-260-5
12.00 zł
FRAGMENT OF THE BOOK
    
– To powinna być piękna katastrofa – powiedział siwy mężczyzna z długimi włosami związanymi w kok. Od dłuższego czasu obracał w szczupłych palcach starczych dłoni kubańskie cygaro imponującej długości. Wyjął z pudełka zapałkę, potarł o draskę i zaczął z lubością i znawstwem przypalać koniec brązowego przysmaku.
    – Zdaję sobie sprawę – kontynuował – że radykalne zniszczenie dwudziestu siedmiu kilometrów tunelu, pod stumetrową warstwą litej skały, nie byłoby rzeczą prostą. Wymagałoby to kilku dosyć silnych ładunków nuklearnych lub tysięcy ton trotylu, umieszczonych w tunelu. Obie możliwości są oczywiście nierealne. Na szczęście sam akcelerator jest niezwykłą bombą. Jego elementy są umieszczone w wysokiej próżni i chłodzone tysiącami ton ciekłego helu. Wystarczy spowodować gwałtowne rozszczelnienie instalacji chłodzącej elementy pracujące w próżni. Rozprężający się hel wywoła wybuchowy wzrost ciśnienia w sąsiednich elementach akceleratora i ich zniszczenie. Efekt można porównać do wzrostu ciśnienia w lufie karabinu po zainicjowaniu zapłonu ładunku prochowego naboju. Zniszczenia powinny unieruchomić akcelerator na długie miesiące kosztownego remontu… To tyle tytułem wprowadzenia. Chciałbym poznać, szanowni bracia, wasze zdanie na temat tego projektu.
    Słowa starca skierowane były do trzech, nieco młodszych od niego mężczyzn, siedzących w wygodnych leżakach przy niskim stole. Rozmowa toczyła się na górnym pokładzie luksusowego jachtu, zakotwiczonego kilkaset metrów od brzegu jednej z wielu wysp greckich na Morzu Egejskim. Jacht był jedyną jednostką pływającą w zasięgu wzroku. Na dziobie, złotymi, wypukłymi literami, lśniła nazwa „ARACHNE”. Z jego pokładu roztaczał się widok na zjawiskowo piękną zatokę ze skalistym brzegiem i wąskim pasem piaszczystej plaży. Spokojne morze i bezwietrzna pogoda zatrzymywały dłużej niż zwykle nielicznych plażowiczów. Zbliżał się już zachód słońca i czuć było lekkie ochłodzenie.
    – Wydaje mi się, bracie – zaczął nieśpiesznie szpakowaty mężczyzna o wyraźnie arabskich rysach twarzy – że powinniśmy przyjąć na siebie rolę karzącej ręki Boga. Pycha i arogancja tak zwanych naukowców powinny zostać ukarane. Taką decyzję będzie mi łatwo podjąć, bo jak rozumiem, katastrofa musi się zdarzyć, gdy instalacja będzie napełniona ciekłym helem i w tunelu nie będzie ludzi, którzy mogliby zginąć. To bardzo ważne, żeby takie wydarzenie nie było kojarzone z działalnością jakichś prymitywnych terrorystów. A wracając do meritum. Próba wydarcia Bogu jego tajemnic musi zostać napiętnowana. Kiedyś już Pan ukarał budowniczych wieży Babel, burząc ją i plącząc im języki. Teraz jest trochę inaczej, bo języki są już poplątane, a i cel – odkrycie „boskiej cząstki”, jak to w swojej pysze i bezczelności określają – jest inny. Wydaje im się, że zbliżą się do poznania początków Wszechświata – jakiegoś Wielkiego Wybuchu! Taka astronomiczna głupota i niewiedza musi zostać ukarana!
    – Niektórzy nasi bracia – zabrał głos przeraźliwie chudy, łysy mężczyzna w okularach – obawiają się czego innego. Otóż istnieje niezerowe prawdopodobieństwo, że w trakcie planowanych eksperymentów powstanie pewna ilość antymaterii. Anihilacja tej antymaterii z otaczającą ją materią może doprowadzić do niewyobrażalnej katastrofy, a nawet do unicestwienia naszej planety.
    – Totalna bzdura! – wtrącił tubalnym głosem potężny, łysy mężczyzna z rudą, krótko przystrzyżoną brodą. – Naczytali się pewnie Aniołów i demonów Dana Browna i wzięli na serio jego brednie. Podobno złożyli nawet w tej sprawie pozew do sądu, ale zostali słusznie odesłani do kąta…
    – Mimo wszystko nie lekceważyłbym tych obaw – wtrącił pojednawczo prowadzący naradę i wydmuchał kłąb cygarowego dymu nad siebie. Siedzący obok niego chudzielec odsunął się trochę i zrobił zdegustowaną minę. Rozgonił ręką resztki dymu snujące się nad stolikiem i powiedział:
    – Myślę, że kluczowym zagadnieniem jest marnotrawienie olbrzymich środków finansowych na wątpliwej wartości cele. Budowa akceleratora przeciąga się, koszty rosną i nawet główny płatnik tego składkowego przedsięwzięcia, fizyk z wykształcenia, Angela, traci cierpliwość.
    – Nie fizyk, tylko fizyczka! Bądź, bracie, poprawny genderowo! – roześmiał się rudobrody.
    – Dobrze, dobrze.
    Mężczyzna zamilkł, gdyż drzwi kokpitu dla załogi jachtu otworzyły się. Stanęła w nich krótko ostrzyżona blondyneczka z tacą w rękach. Ubrana była w białą minispódniczkę, białe tenisówki i głęboko wyciętą bluzkę w poziome białe i niebieskie paski. Na tacy stały filiżanki, cukiernica i dzbanek z parującym napojem. Dziewczyna podeszła, kręcąc pięknie biodrami, i postawiła tacę na niskim stoliku. Potem krążyła z wdziękiem między panami, rozkładając przyniesioną zastawę. Mężczyźni patrzyli z zainteresowaniem, gdy pochylała się nad stolikiem, a szczególnie obserwowali mały, apetyczny trójkącik między jej udami a pośladkami. Siedzący po drugiej stronie stolika, podziwiali w tym czasie sensacyjny widok w wycięciu bluzki. Atrakcji temu widokowi dodawał kolorowy tatuaż na prawej piersi, ponad sutkiem. Przedstawiał sympatyczną, uśmiechniętą pszczółkę, trochę nadnaturalnej wielkości.
    Spektakl trwał dobre kilkadziesiąt sekund. W końcu dziewczyna, trzymając dłoń na dzbanku, spytała wzrokiem siwego szefa, czy ma nalać napój. Starzec odprawił ją niecierpliwym ruchem ręki. Dygnęła lekko i odeszła powoli, trzymając dumnie uniesioną głowę.
    – Mam jedno pytanie, bracie gospodarzu – odezwał się jowialny brodacz. – Czy ta kręcidupcia miała na sobie stringi czy nie?
    – Ja również jestem tym zainteresowany – wtrącił szpakowaty – ale mam dodatkowe pytanie. Czy ona rozumie, o czym mówimy, i czy jej obecność na jachcie jest wskazana?
    – Nawet jeśli rozumie, to jej to nie interesuje. Mam do niej całkowite zaufanie. Reszta załogi ma wolne do północy i myślę, że wykorzystuje to skwapliwie w miasteczku. Mimo to powinniśmy zachować ostrożność. Dobry mikrofon kierunkowy na brzegu wyspy mógłby zarejestrować naszą rozmowę. Szczerze mówiąc, nie obawiam się tego, bo zainstalowanie aparatury podsłuchowej w takim miejscu zajmuje trochę czasu, a ja zaledwie godzinę temu wydałem polecenie zmiany kursu i zakotwiczenia tutaj. Ale do rzeczy… Ostateczną decyzję odnośnie omawianej sprawy podejmiemy za kilka dni w wiadomym miejscu. Tam też ustalimy istotne szczegóły. A na razie zapraszam na filiżankę zielonej herbaty.
© 2004-2023 by My Book