[stron_glowna]
0 books
0.00 zł
polishenglish
Paper books and ebooks
SEARCH
author, title or ISBN
Categories
  • Novels
  • Short stories
  • Poetry & Drama
  • Biographies & Memoirs
  • Science & Technology
  • Languages
  • Reference
  • Economics, Business, Law
  • Humanities
  • Nonfiction
  • Children & Youth
  • Psychology & Medicine
  • Handbooks
  • Religion
  • Aphorisms
We accept payments by Visa, MasterCard, JCB, Dinners Club

We accept payments via PayPal
W cieniu tyrana
W cieniu tyrana
Iwona Berezowska
Publisher:My Book
Size, pages: A5 (148 x 210 mm), 144 pages
Book cover: soft
Publication date:  March 2005
Category: Biographies & Memoirs
ISBN:
83-89770-09-1
20.00 zł
ISBN:
978-83-7564-308-4
15.00 zł
FRAGMENT OF THE BOOK
    Wracając myślami i wspomnieniami do czasu przedmałżeńskiego, to dziwię się sama sobie, że byłam taka nierozsądna, taka głupia, taka naiwna. Jak mogłam mu we wszystkie brednie uwierzyć, nie wiem dlaczego. Przecież należę do ludzi raczej inteligentnych, oczytanych, a mimo tego dałam się tak skołować. Nie, takiego życia nie chciałam, takiego życia nikt by nie chciał. Prawdę mówiąc, wcale nie miałam zamiaru tak szybko wychodzić za mąż, ale złożyło się na to kilka przyczyn, że w końcu powiedziałam "tak". Już przed ślubem nie miałam nic do powiedzenia, już przed ślubem byłam zastraszana, już przed ślubem bałam się powiedzieć "nie". Otumanił mnie dokładnie podchwytliwymi obietnicami i kłamstwami. Za wszelką cenę chciał się zaraz żenić. Przecież on mnie w ogóle nie znał ani ja jego. Kiedy mówiłam, po co taki pośpiech, błagał mnie, że jak się nie zgodzę, to popełni samobójstwo. No i faktycznie się tego trochę wystraszyłam, proszę mi wierzyć. Bałam się obciachu w moim małym miasteczku. Bałam się ludzkich języków. On mógłby to zrobić. Prawdę mówiąc, nie podobały mi się te jego dziwne słowa, ale myślałam, że przy mojej pomocy będzie chciał się zmienić. Nie, on nie chciał się zmienić, zastraszając dodatkowo wszystkich naokoło. Wreszcie trafił na mnie, na głupią niedoświadczoną góralkę, która dawała ze sobą robić to, co chciał. Ja naprawdę czułam coś do niego i dlatego na to wszystko pozwalałam. On to też zauważył i dalej szalał, bez zastanowienia ubliżał, kłamał, ranił, bo wiedział, że i tak mu wybaczę. Jemu od początku nie zależało na rodzinie, na wzajemnym zrozumieniu, on chciał kosztem rodziny używać sobie życia. Rodzina miała mu służyć i być na każde jego zawołanie. Od początku był wpatrzony w siebie jak narcyz. Nikogo wokół siebie nie widział. Azylu potrzebował, aby się schronić kiedy narozrabiał i kiedy potrzebował pomocy. Gdy wszystko znowu było OK, rodzina odskakiwała na tor boczny. Ale po co tak robił? Czy po takim zachowaniu nie mógł się spodziewać, że w końcu jego najbliżsi odwrócą się od niego?
***

    Tak naprawdę, wychodząc za mąż nie przypuszczałam, co mnie czeka. W moim otoczeniu nie spotkałam takiego kogoś, że mogłabym pomyśleć: uważaj, bo taki los może stać się też twoim udziałem. Pewnie, że znałam sąsiadów, gdzie też nie było za cukierkowo, w mojej rodzinie też nie było idealnie, ale żeby dochodziło do takich skrajnych scen jak u nas – nie, nie byłam w stanie sobie wyobrazić, że będę kiedyś coś takiego przeżywać. Naiwnie myślałam cały czas, że zmądrzeje po ślubie i się zmieni. Bałam mu się powiedzieć „nie”, bo już wtedy pomyślałam, że zrobi mi taką samą demolkę, jak kiedyś w kawiarni. Taką byłam idiotką, bałam się go już wtedy, a wychodziłam za niego za mąż. Dodatkowo bałam się wstydu przed sąsiadami, mieszkaliśmy już razem przed ślubem trzy miesiące i nieraz myślałam, że jak teraz powiem „nie”, to dopiero będą gadać. Kilkanaście lat temu w Polsce w małych miasteczkach panowało zacofanie i ciemnota, każdy zwracał na każdego uwagę. No i ja też wolałam cierpieć, niż słuchać ludzkiego gadania. Przecież ja go w ogóle nie znałam, owszem z tej gorszej strony. Potrafił się cudownie maskować, wyśmienicie grać. Niestety nie pomyślałam, że to potem na całe życie. Następną przyczyną, dlaczego zgodziłam się tak szybko nałożyć obrączkę na palec, były głębokie przekonywania mojego przyszłego, że powinnam się zastanowić, bo wszystkie prawie koleżanki powychodziły za mąż: „Nad czym ty się zastanawiasz” – mówił. Miał ogromną siłę przekonywania ludzi. Ja też ten bajer łyknęłam. Z jednej strony on naglił, z drugiej strony gadanie starych bab, że szybko trzeba wychodzić za mąż, bo można zostać starą panną. Nie miałam się kogo poradzić, z kim porozmawiać (moja mama była w tym czasie w Niemczech i zarabiała na moją przyszłość. Byłam trochę zamknięta w sobie i wstydziłam się obcych poradzić. On nie chciał o czekaniu słyszeć. Chciał się szybko ożenić, żebym się przypadkiem nie rozmyśliła, żebym mu nie uciekła. Przecież czuł pieniądze, a takiemu materialiście jak on, tylko to było w głowie. Jak patrzę teraz na to wszystko, to gdy żenił się ze mną, podobały mu się tylko pieniądze, które moja matka zarabiała na zachodzie. Nic innego nie miało dla niego znaczenia. Pomyślał – będzie dobrze. Po paru latach, gdy mieliśmy trochę kryzys finansowy, bez pytania zabrał nasze obrączki ślubne i sprzedał. Dla mnie był to koniec małżeństwa. Nikomu nic nie mówiłam, ale wiedziałam, co będzie. I wcale się nie pomyliłam, to był początek końca. On twierdził, ze musi tak zrobić, bo umrzemy z głodu. W ogóle tak tragicznie nie było. Jak zwykle wszystko wyolbrzymiał. Zawsze uważałam, że takiego czegoś nie powinno się robić. Po drugie, mąż wolał mieć pieniądze w palcach, niż symbol małżeństwa na palcu Dla niego to małżeństwo nie miało od początku żadnego znaczenia, Chciał tylko przed ludźmi pokazać, że jest żonaty i ma kogoś. Traktował mnie jak rzecz. I tak przez własną durnotę i naiwność wpadłam w sieć jak mucha. Wpadłam w łapy tyrana i despoty, człowieka bez serca, bez skrupułów. Nie widziałam tych jego wad od razu, przecież przed decyzją nie można przewidzieć następstw. No i właśnie ja tego nie przewidziałam.

***

    Nigdy nie mogło mi nawet do głowy przyjść, że tak zmącony zostanie mój spokój życiowy. Gdy się urodziłam, mieszkałyśmy początkowo we trójkę, babcia, mama i ja. Gdy babcia zmarła, zostałyśmy tylko z mamą. Mama pracowała, ja się uczyłam. Potem zaczęłam pracować. Żyło nam się bardzo spokojnie. Nie myślałam, że gdy wejdzie do rodziny, mężczyzna, to będzie zdolny aż tak zrujnować nasze życie. Początkowo gdy patrzyłam na poczynania męża, myślałam że tak musi być. Myślałam, że chłop musi taki być grubiański. Ale potem widziałam też zachowania innych mężów, więc zaczęłam się buntować. Mąż wrzeszczał, powtarzając, że muszę wiedzieć, że mam chłopa. On niestety nie musiał mówić, że jest w domu. Ja doskonale wiedziałam, że był. Wmawiał mi ciemnotę, że wszystkie chłopy takie są, tylko ja nie mam pojęcia o życiu. To miał rację, nie miałam pojęcia, że taki chłop może być. Mówił dalej, żebym się nie cieszyła, bo wszyscy mężowie biją kobiety, tylko te o tym nie mówią. Tak mnie pocieszał od początku. Nawet dowiedziałam się, że miałam szczęście trafiając na niego. Mogłam trafić o wiele gorzej, zapewniał mnie. No, nie powiem, miałam zaraz po ślubie bardzo ciekawą perspektywę. „A gdy się będziesz gdzieś skarżyć, to zobaczysz, co ja z wami zrobię” – straszył. W ogóle zabraniał mi kontaktu z innymi ludźmi, żebym nie zobaczyła, jak można normalnie żyć. Miałam tylko jego słuchać i szanować. Kazał mi być dobrą dla niego, to i on będzie dobry dla mnie. Jak byłam smutna, kazał mi się śmiać. Gdy miałam humor, to pytał, czy mi nie odbiło. Tak czy owak było źle Nie miałam prawa jeździć samochodem, bo mogłabym mieć za dużo kontaktu z innymi, Mogłabym zobaczyć, że można przyjemniej żyć. Mogłabym spotkać kogoś, kto byłby lepszy niż on. Zazdrosny był, gdy rozmawiałam z kimś innym. Miał totalne odchyły od normy z zazdrości. Ale ja przecież nigdy nie stwarzałam sytuacji do zazdrości. Wiedziałam, jaki był i chciałam mieć spokój. Byłam najnormalniejszą uczciwą kurą domową. Gdy mieszkał już sam, powiedział mi, że dlatego sobie inną chciał znaleźć, bo ja niejeden raz jechałam samochodem z jego najlepszym kolegą. Myślałam, że się uduszę ze śmiechu. Tak, jechałam z jego kolegą, ale załatwiałam sprawy w urzędach o których mój "mądry" mąż nie miał pojęcia. Zresztą on z tym kolegą byli identycznie walnięci. Obaj mieli pretensje do żon, a byli totalnymi zdrajcami. Obaj szukali tanich pretekstów, żeby zdradzać. Teraz, po latach, bardzo żałuję, bo trzeba było już dawno szukać kogoś innego, a nie męczyć się z takim typem. Ja byłam aż do przesady w porządku, a on miał na myśli moje rzekome zdrady i wyobrażał sobie cuda. Straciłam do niego całkowicie zaufanie. Potem, po latach, nie było już uczucia, było tylko przymusowe przywiązanie. Ale nie chciałam już tak dalej żyć.

© 2004-2023 by My Book