[stron_glowna]
0 books
0.00 zł
polishenglish
Paper books and ebooks
SEARCH
author, title or ISBN
Categories
  • Novels
  • Short stories
  • Poetry & Drama
  • Biographies & Memoirs
  • Science & Technology
  • Languages
  • Reference
  • Economics, Business, Law
  • Humanities
  • Nonfiction
  • Children & Youth
  • Psychology & Medicine
  • Handbooks
  • Religion
  • Aphorisms
We accept payments by Visa, MasterCard, JCB, Dinners Club

We accept payments via PayPal
Zamki na piasku
Zamki na piasku
Beata Anna Piersiak
Publisher:My Book
Size, pages: A5 (148 x 210 mm), 199 pages
Book cover: soft
Publication date:  January 2008
Category: Novels
ISBN:
978-83-7564-011-3
25.00 zł
ISBN:
978-83-7564-044-1
20.00 zł
FRAGMENT OF THE BOOK
    – Zapalił następnego papierosa. Magda pamiętała, że zawsze dużo palił i pił kawę z odrobiną soli. Jedyne, co teraz przychodziło jej do głowy, to analogia ich sytuacji, ale dlaczego, skoro Cezary wyjechał tylko do pracy?
    – Napijesz się jeszcze kawy?
    – Chętnie.
    Postawiła przed nim solniczkę, czego nie zrobiła przedtem. Wyraźnie go to wzruszyło.
    – Pamiętasz…
    – Jak wszystko… Wiesz, nigdy nie mogłam zapomnieć wyrazu twoich oczu, gdy mówiłeś mi, jak bardzo mnie potrzebujesz, jak jestem ci potrzebna. Wtedy zrozumiałam, że to już nie przyjaźń. Najbardziej jednak zabolało mnie to, że proponowałeś mi trójkąt…
    – Bo innego wyjścia wtedy nie widziałem, a wydawało mi się, że bez ciebie, bez twojego głosu, spojrzenia… nie mogę… Byłaś dla mnie jak powietrze i nie chcę, żebyś o tym tak myślała. Byłabyś ty i ja, to nie trójkąt…
    – No, niezupełnie, cały czas byłeś z Sylwią.
    Znowu spojrzał na nią przenikliwie, ale spuściła wzrok.
    – Przecież wiedziałeś, że jest Cezary…
    Skinął tylko głową. Siedzieli chwilę w milczeniu.
    – Nie pojedziemy nigdzie razem – powiedziała w końcu.
    – Dlaczego?
    – Muszę być tu, może dzwonić Cezary, zresztą, nie mogę…
    Wiktor uśmiechnął się ironicznie.
    – Jasne, musisz siedzieć przy oknie i wypatrywać, czy nie wraca Cezary. Rozumiem.
    – Nie bądź cyniczny! – oburzyła się i czuła, jak wzbiera w niej złość. – Za wszelką cenę chcesz zburzyć mój spokój. Dlaczego?
    – Twój spokój został zburzony, owszem, ale nie przeze mnie – mówił powoli, ale stanowczo. – To, czego ja chcę, to jedynie ci go przywrócić.
    Pogłaskał jej policzek zewnętrzną stroną dłoni, tak jak zawsze to robił, tyle że teraz wydawało jej się, że jeszcze tkliwiej.
    Magdalena nie była teraz w stanie okiełznać swoich myśli i odczuć, uspokoić burzy uczuć, jaka w niej panowała. Wiedziała, że Wiktor nie byłby w stanie jej dokuczyć. Z drugiej jednak strony, tak trudno było jej przyznać, choćby tylko przed samą sobą, że to co sugeruje Wiktor, i to, co tak natrętnie ją prześladuje, mogłoby okazać się prawdą. Faktycznie, poczuła się już tym zmęczona, ale nie mogła przystać na jego propozycję wyjazdu. Nie, zanim nie porozmawia decydująco z Cezarym. Tak, decydująco, to sobie postanowiła. I była wdzięczna Wiktorowi, że skłonił ją do takiej decyzji. Nie może dłużej żyć w takiej niepewności, już nie.
    – Będę się zbierał – wstał nagle, wyrwał kartkę z kieszonkowego kalendarzyka, coś na niej napisał i podał ją Magdzie. Wzięła bez słowa.
    – To jest mój numer telefonu. Zadzwoń, będę czekał. Dzięki za pyszną kolację.
    Znowu pogłaskał ją po policzku i wyszedł. Za moment usłyszała, jak odjeżdża. Zrobiło jej się smutno. Mogła zatrzymać go do rana. Mogła również spakować rzeczy i wyjechać na kilka dni nad morze albo w góry, Lucek byłby szczęśliwy. Ale tego nie zrobiła. Dlaczego? Bo czekała na telefon od Cezarego. A on milczał jak zaklęty. Gdyby mogła do niego zadzwonić, porozmawiać, kiedy zechce, kiedy tylko przyjdzie na to ochota, w chwilach, kiedy samotność bywa nie do zniesienia. Nie mogła, a czekanie ją dobijało. Tyle razy prosiła męża, aby dał jej jednak numer telefonu, na próżno. Tłumaczył się w kółko tak samo, że nie zawsze może odebrać, że może go nie zastać, w końcu, żeby nie narażała się na wysokie rachunki telefoniczne przy i tak licznych wydatkach, w rezultacie najlepiej, jak to on będzie dzwonił. I tak zostało.
    Pomyła szybko naczynia po kolacji i już szła do łazienki, gdy zadzwonił telefon. Pora była zbyt późna jak na Cezarego, dzwonił zwykle w granicach między ósmą, a dziesiątą, a było już dobrze po północy.
    – Tak, słucham…
    – Dobry wieczór, kochanie. Chyba jeszcze nie spałaś, odebrałaś tak szybko?
    – Nie, ale właśnie miałam się położyć. Dlaczego nie dzwoniłeś tak długo? Martwiliśmy się…
    – Nie mogłem – uciął krótko. – Ale już mogę – głos miał jakiś nieswój.
    – Miałeś jakieś kłopoty? – Magda po dziewiętnastu latach małżeństwa nie dałaby się oszukać.
    – Nie, nie, wszystko dobrze.
    Czuła, że nie.
    – Tak się cieszę, że dzwonisz. Czy już wyklarowała się sprawa twojego przyjazdu do domu? Czy już możesz wrócić? Strasznie tęsknimy…
    – Jeszcze nie, nie, z pewnością zajmie to jeszcze trochę czasu – głos Cezarego stał się jeszcze bardziej podenerwowany niż na początku. – Może za miesiąc, dwa.
    – Ale dlaczego?– miała być stanowcza, a czuła, że siły ją opadają i ogarnia niemoc.
    – No wiesz, muszę pokończyć projekty, rozliczyć się…
    – Nie pokończysz nigdy projektów, skoro bierzesz ciągle nowe… – Magda słyszała to przy każdej rozmowie. – Po prostu rzuć to i przyjeżdżaj, tutaj też możesz pracować. Nie musisz siedzieć tam w nieskończoność, masz nas! Do licha, Czarku, czyżbyśmy stali się dla ciebie obojętni?! – sama nie mogła w to uwierzyć, ale prawie krzyczała do słuchawki.
    – Kocham was, bardzo, wiesz o tym. Jak tylko będę mógł, to zaraz wrócę – głos miał niepewny, bez żadnego właściwie wyrazu.
    – Obawiam się, od dłuższego już czasu, że powód jest zupełnie inny niż twoja tam praca – wydusiła to i czekała w napięciu.
    – Co ty insynuujesz?– żachnął się. – Pracuję tu, i to bardzo ciężko, po piętnaście godzin na dobę, a ty…
    – Nie ma takiej potrzeby– przerwała mu niecierpliwie. – Nie musisz, możesz wrócić do domu i pracować jak dawniej. Za pieniądze, które tam zarobiłeś, możesz otworzyć własną pracownię, tutaj… Teraz najważniejsze chyba, abyśmy byli w końcu razem, prawda? Wracaj, proszę, jak najszybciej…
    – Jak tylko będę mógł, mówiłem ci już – cały czas miał ten sam dziwny głos. – Jak dzieci?
    – Dobrze, Ada była na obozie integracyjnym, a my z Luckiem siedzimy sobie razem tu, w Borku. Co im przekazać od ciebie? Ciągle pytają, kiedy wrócisz, a Lucek nawet poddaje w wątpliwość, czy w ogóle to zrobisz i… czy nas jeszcze kochasz…
    – Jak możesz na to pozwolić, aby przychodziły mu do głowy takie rzeczy!
    – Bo i mnie przychodzą… Niestety…
    – Nie zachowuj się jak dziecko! – teraz on krzyczał. – Przecież wiesz…. musisz im wytłumaczyć…
    – Ale jak długo można? Nie ma cię już półtora roku…
    – Mnie też jest ciężko – wyraźnie zmiękł – …bez was.
    – To wracaj. Rzuć to wszystko i wracaj! Nie wierzę, że nie ma takiej możliwości! Nie wierzę!
    – Nie będę z tobą tak rozmawiał, histeryzujesz! – znowu podniósł głos – Poza tym muszę już kończyć, zadzwonię innym razem, może wtedy da się z tobą normalnie rozmawiać, dobranoc.
    I odłożył słuchawkę. Łzy paliły policzki Magdy jak ogień. Sięgnęła po karteczkę z numerem pozostawioną przez Wiktora. Wykręciła numer. Odebrał od razu.
    – Halo, Wiktor? Chcę wyjechać z tobą.
    – A właśnie coś mi mówiło, żeby zawrócić.
© 2004-2023 by My Book