[stron_glowna]
0 książek
0.00 zł
polskiangielski
Książki papierowe i ebooki
Bezimienna
Bezimienna
Maria Ignasiak
Wydawca:My Book
Format, stron: A5 (148 x 210 mm), 63 str.
Rodzaj okładki: miękka
Data wydania:  maj 2007
Kategoria: powieść
ISBN:
978-83-89770-81-3
16.00 zł
ISBN:
978-83-7564-064-9
10.00 zł
FRAGMENT KSIĄŻKI
    Sara, wraz z jedną ze służących i najmłodszym bratem, poszła na targ po warzywa i chleb do piekarni. Niania dziewczynki była już stara i rzadko kiedy wychodziła.
    Służąca taszczyła wielki kosz wyładowany warzywami i chlebem. Brat Sary niósł mniejszy koszyk ze słodkimi bułkami. Dziewczynka szła obok brata i trzymała ucho od koszyka, żeby się nie zgubić w tłumie. Jasne włosy miała schowane pod białym czepkiem, ale i tak wszyscy na nią patrzyli. Nie mogła niczym zasłonić swoich niebieskich oczu i jaśniejszej skóry.
    Szła ze spuszczoną głową, poszturchiwana przez tłum. Nagle jej rozmyślania zostały gwałtownie przerwane. Służąca spotkała znajomą i przystanęła, żeby z nią poplotkować, zatrzymując brata Sary szarpnięciem za rękę. Dziewczynka cały czas trzymała ucho od koszyka z bułkami.
    Rozglądała się nieśmiało dookoła. Ulica była zatłoczona. Każdy przepychał się w swoim kierunku. Albo szedł na targ, albo już wracał do domu. Niektórzy witali się serdecznie, inni patrzyli na siebie z wrogością. Kobiety wymieniały się opiniami i uwagami na temat wypieków. Mali chłopcy biegali, bawiąc się w chowanego czy w berka.
    W oczach Sary ci wszyscy zlewali się w jedno. Wszyscy wyglądali prawie tak samo. Czarne włosy i oczy, ogorzała skóra, twarde głosy, silne mięśnie. Tylko ona się wyróżniała. Ze swoimi niebieskimi oczami, blond włosami i jasną cerą była uważana za nienaturalne zjawisko. Nienaturalne i niewygodne.
    Nie miała przyjaciół. Z nikim się nie bawiła. Nikt jej nie lubił. Inne dziewczynki wyśmiewały się z niej, czym łatwo doprowadzały ją do płaczu. Wśród nich uchodziła za nic nie wartą beksę. Do chłopców wolała się nie zbliżać. Nawet niania krzywo na nią patrzyła.
    W deszczowe dni, a było ich sporo, Sara siedziała samotnie w pokoju i bawiła się starymi zabawkami swojej siostry. Jednak nie była to żadna pasjonująca ani wciągająca zabawa. Zawsze tak jest, gdy nie ma się kompana do zabawy.
    Teraz stała na ulicy i patrzyła na pełnych energii chłopców, bawiących się w berka. Ten obraz prawie ją hipnotyzował. Nie mogła oderwać od nich oczu. W pewnej chwili poczuła, że ktoś delikatnie ciągnie ją za płaszcz. Obejrzała się.
    Na ziemi klęczał chłopiec, może dziesięcioletni. Był brudny i miał podarte ubranie. Patrzył na Sarę błagalnym wzrokiem. Był bardzo wychudzony i miał zapadnięte oczy. Popatrzył na koszyk, którego ucho trzymała dziewczynka. Potem pociągnął nosem.
    Sara na początku nie wiedziała, o co mu chodzi. Potem uprzytomniła sobie, że chłopiec na pewno jest głodny. Ostrożnie sięgnęła do koszyka, tak żeby nie poszturchnąć ramienia brata, i wyciągnęła najładniejszą, jeszcze ciepłą, posypaną słodkimi rodzynkami bułkę. Uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę do chłopca. Ten przestraszył się i cofnął o krok. Nigdy nie spotkał się z takim objawem ludzkiej życzliwości. Najwyżej z kopniakiem i soczystym przekleństwem.
    Dziewczynka uśmiechnęła się jeszcze szerzej i postąpiła krok w jego stronę. Cały czas trzymała ucho koszyka. W chwil, gdy chłopiec brał bułkę z jej rąk, brat Sary wyczuł ruch siostry i odwrócił się. Zobaczył bułkę w rękach biednego chłopca. Chwycił siostrę z rękę i odwrócił twarzą do siebie. Brudny chłopiec zdążył uciec.
    – Co ty wyprawiasz – warknął na siostrę.
    – Ja tylko chciałam…
    – Czyś ty do reszty zgłupiała. Jak możesz pomagać biedakom. Nie powinien cię obchodzić ich los.
    – Ale on…
    – Nie interesuj się nimi, bo ci to na dobre nie wyjdzie – ścisnął mocno jej ramię, aż łzy stanęły jej w oczach. – To ich wina, że tak skończyli. Pamiętaj o tym i przestań ryczeć z byle powodu – puściłi odwrócił się do służącej, która skończyła plotki i przyglądała się tej scenie.
    Wieczorem, gdy ojciec się dowiedział o incydencie, Sarze dostał się wykład w postaci rozwinięcia wcześniejszych słów brata. Ojciec był wściekły i nawet nie próbował nie krzyczeć.
    – Czy ty wiesz, co sobie narobiłaś?! Teraz już nikt nie weźmie cię do siebie. Będziesz, zresztą już jesteś, uważana za nic nie wartego robaka. Masz za miękkie serce. Nie możesz się nad wszystkimi litować, bo nad tobą też się nikt nie zlituje, kiedy będziesz w potrzebie! To żelazna zasada naszego życia w tym kraju! Zero litości! Zero strachu! Czy to tak trudno zrozumieć?! – spojrzał na nią ostro. – Hm?
    – Ale dlaczego tak musi być? – zapytała cicho.
    – Bo tacy się urodziliśmy. Tacy byli nasi przodkowie i takie będą nasze wnuki. Oczywiście, jeżeli nie urodzi się więcej takich odmieńców jak ty! – Sarze zaszkliły się oczy i zatrzęsła broda. Po policzkach spłynęły dwa strumyczki. – Przestań beczeć za każdym razem, kiedy ktoś na ciebie podniesie głos! Jesteś niewiarygodna! Marsz do łóżka bez kolacji! W tej chwili!
    Dziewczynka zaszlochała i wyszła. Zastępca prezesa gildii kupieckiej był wściekły. Nie mógł uwierzyć, że los pokarał go taką córką. Nie. Ona już nie była jego córką. Mogła być silna i bezlitosna mimo swojego wyglądu, ale widocznie było to niemożliwe.
    Następnego dnia do jego biura przyszła kobieta, która koniecznie chciała wziąć do siebie Sarę na nauki.
    – Nie przeszkadzam? – Zbyteczne pytanie.
    – A co, jeżeli tak – burknął mężczyzna.
    – Postaram się panu zająć tylko chwilę – przysunęła sobie krzesło i usiadła. – Widziałam, co się stało wczoraj na targu. Na pewno jest pan zawiedziony zachowaniem pańskiej córki?
    – Zawiedziony to mało powiedziane.
    – Właśnie. Pewnie już ma pan jej dość i nie ma zamiaru utrzymywać. Niech pan da ją mnie, a sprawię, że wyjdzie na ludzi.
    – Jest pani bardzo upierdliwa i uparta – odłożył pióro do kałamarza. – Dlaczego uparła się pani akurat na moją córkę? Nie może wziąć pani byle której dziewczynki z ulicy?
    – Nie mogę, gdyż nie wypada się litować nad biedakami, prawda? Chcę odkryć w Sarze jakiś specyficzny talent.
    – Na podstawie tego, że Sara inaczej wygląda, wnioskuje pani, że posiada jakiś specyficzny talent? – uniósł brwi.
    – Między innymi.
    – Bzdura – parsknął i zachichotał cicho.
    – Rzadko kiedy w tym kraju zdarza się, żeby podczas nowiu księżyca w lesie zalegała głucha cisza i dały się słyszeć tylko jakieś odległe ryki, które nie należą do żadnego realnego zwierzęcia. By gwiazdy migotały, jakby ze sobą rozmawiały.
    – Sztuczki przejezdnych kuglarzy, których należy ukarać – prychnął.
    – Ludzie nie chcą o tym mówić, bo się boją, ale wbrew wszystkiemu istnieją siły nadprzyrodzone. Siły, których ludzie nie są w stanie pojąć – powiedziała złowieszczo zniżając głos i pochylając się w jego kierunku, aż wisiorek w kształcie smoka dotknął blatu biurka.
    – Chyba mi pani nie powie, że w to wierzy albo praktykuje?
    – Gdzież bym śmiała – wyprostowała się. – Ja tylko mówię – uśmiechnęła się – i proszę o oddanie Sary pod moją opiekę. Zapewniam, że nie będzie jej u mnie źle.
    Mężczyzna popatrzył na nią zmrużonymi oczami. Była bardzo pociągająca, ale miała w sobie też coś przerażającego. Może jej upór albo mlecznobiała skóra, a może oczy. Stanowczo nie była normalnym człowiekiem.
    – Jeszcze to przemyślę i dam pani znać – odpowiedział po chwili. – A teraz chciałbym panią pożegnać. Mam dużo pracy.
    – Ludzie interesu zawsze mają dużo pracy – powiedziała, wstała z krzesła i wyszła.
    Do końca dnia nie mógł się skupić. Cały czas myślał, co zrobić. Z jednej strony nie chciał widzieć Sary na oczy, a z drugie przecież była jego prawowitą córką i nie godzi się oddawać jej w obce ręce. Szczególnie w ręce takiej kobiety.
    Decyzję podjął następnego dnia po obudzeniu się. Wyśle Sarę do tej wiedźmy. Przynajmniej będzie miał spokój.
© 2004-2023 by My Book
×