[stron_glowna]
0 książek
0.00 zł
polskiangielski
Książki papierowe i ebooki
Stosunek pozytywny
Stosunek pozytywny
Olaf Honsza
Wydawca:My Book
Format, stron: A5 (148 x 210 mm), 244 str.
Rodzaj okładki: miękka
Data wydania:  styczeń 2007
Kategoria: powieść
ISBN:
978-83-89770-68-4
29.00 zł
FRAGMENT KSIĄŻKI
       Gdy tylko o nim pomyślałem, przed moimi oczami lub oczyma pojawił się zwalisty, milczący krewniak jego wicemagnificencji, policyjny spec nie tylko od motoryzacji. Bartuś miał - chyba potrójne - pierogi ruskie i kubek z kefirem, a przez zamglone, pewnie z głodu, oczy niewiele widział.
    – Wolny? – spytał.
    „Dlaczego nie wolne? Miejsce, krzesło” – pomyślałem. Przecież stolik nie jest wolny, bo ja przy nim siedzę. Od razu przypomniał mi się stary i stały numer Czarka, związany z powrotem do domu. Prawie zawsze, gdy wypijał ponad pół litra i wracał taksówką, otwierał drzwi i pytał: „Wolny?”. Nawet wtedy, kiedy zamawiał ją przez telefon, a ona czekała na niego kilkanaście minut pod bramą, tą którą miał wychodzić. Czekała, bo on delektował się zawsze wciąż ostatnim rozchodniaczkiem. Odpowiedź – najczęściej zdziwionego – taksówkarza „Wolny, wolny” kwitował: „To mogę pana prosić do tanga?”. Potem cieszył się ze swojego dowcipu i dodawał: „Bo Mrożek już nie może pić, ale Chopin, gdyby żył, to by pił”. Kilka razy słyszałem, jak zmienił wersję i prosił do walca. Wtedy coś dopowiadał o Młynarskim i wyrównaniu życiowych szans. Miał też opcję z Bolerem Ravela, ale nie pamiętam jego późniejszych dywagacji o dysharmonii w harmonii.
    – Proszę bardzo – odpowiedziałem tak grzecznie, jakbyśmy byli co najmniej na wykwintnym lunchu u Ritza. On zdziwił się nieco, bo spojrzał na mnie i na jego niewzruszonej twarzy pojawił się lekki grymas, który być może był specyficzną odmianą pozytywnego spojrzenia.
    – A, to pan? – grymas pogłębił się, odsłaniając kilka żółtawych zębów. W prawie identycznej kolorystyce jak u Kohutka.
    – To ja. – Zastygłem z kopytkiem w otwartej jamie ustnej, zdezorientowany jego bystrością i rozmownością.
    – Rozbiliśmy ich – poinformował, wkładając do otworu gębowego trzy sztuki naraz.
    – Kogo? – teraz ja wykazałem się szybką, prawie policyjną orientacją. To samo kopytko tkwiło w dalszym ciągu na widelcu, jakby miało zostać eksponatem reklamującym jadłodajnię.
    – No, tych od profesora – rozpędzał się powoli niczym tuwimowska lokomotywa. – Daliśmy im popalić.
    – Popalić? – wciąż z tym pokarmem na widelcu, gapiłem się na niego niczym w święty obraz.
    – Daliśmy im nieźle popalić! – nadał mocy swojej informacji i popił kefirem kolejną porcję pierogów, siorbiąc przy tym zabiegu. Głośno, na cały bar.
    – Aha – znowu inteligentnie kontynuowałem interesującą dysputę dwóch gawędziarzy.
    – A pan miałeś szczęście – podniósł znacząco brew, podkreślając powagę sytuacji.
    „Szczęścia nigdy za wiele” – pomyślałem głośno, spoglądając na trzy kolczyki w uchu dziewczyny w żółtej bluzce, która przysiadła się do grypsiarzy.
    – Chcieli panu tego japończyka skasować – kiwnął głową, przeżuwając dokładnie.
    – Mnie? A co ja mam do nich? – kopytko już wyschło, bo ja wciąż wpatrywałem się w Bartusia, pilnie klecąc z jego lakonicznych wypowiedzi rozwijającą się akcję.
    – No, puściłeś pan wici i im się skiepścił skok na mesia – jakby pogroził mi widelcem, na którym nabite były dwa pierogi. – A młodzian farbę puścił, bom go inteligentnie podebrał – dodał, wyprężając niemałą klatkę piersiową.
    – Rozumiem: rozbicie, podpalenie, farba. Całość nieźle brzmi. Jak vendetta w mafijnym torcie – uśmiechnąłem się rozwiązując tę prostą zagadkę.
    – Że co? – Bartuś zmarszczył tym razem brwi i otworzył otwór gębowy, jakby mu było mało pierogów. – Tu desery są niedobre – dodał śmiertelnie poważnie i wytarł usta małą, białą serwetką.
    – Ale trzeba mieć oczy szeroko otwarte – pouczył filmowo i muzycznie. Na pożegnanie zgniótł mi prawicę i dodał: – Jak coś, to jestem dyspozycyjny.
    Rozeszliśmy się w przeciwnych kierunkach. Po kilku krokach stanąłem i odwróciłem się spoglądając na jego potężną sylwetkę
    – Oczy szeroko otwarte – mruknąłem pod nosem, a młoda dziewczyna z plikiem kartek pod pachą spojrzała na mnie jak na czubka.
© 2004-2023 by My Book
×