[stron_glowna]
0 książek
0.00 zł
polskiangielski
Książki papierowe i ebooki
Pokolenie Mata
Pokolenie Mata
Autor X
Wydawca:My Book
Format, stron: A5 (148 x 210 mm), 217 str.
Rodzaj okładki: miękka
Data wydania:  wrzesień 2006
Kategoria: powieść
ISBN:
83-89770-55-5
25.50 zł
ISBN:
978-83-7564-075-5
15.00 zł
FRAGMENT KSIĄŻKI
    – Drago, Drago, słyszysz?
    – Słyszę, i co z tego? Co ciekawego masz do powiedzenia?
    – Potrzebujemy cię! Immediately! A.S.A.P.!
    – Pierdol się! Kurwa. Nie wiesz, że mam urlop. Jak ty siedziałaś w Kapsztadzie na południu Afryki, to nie dzwoniłem do ciebie po pomoc.
    – Po jaką pomoc? O czym ty mówisz?
    – Daniel, pracowaliśmy nad chipsami, a ty wypierdoliłeś do Afryki oglądać małpy i te inne dzikie gatunki, których ja nawet w zoo nie mogę zobaczyć, bo u nas w zimie zdechłyby na mrozie! Już tego nie pamiętasz?
    – Pamiętam, rany, przestań, wiesz, że rozchorował się mój chłopak i nie mogłem, po prostu nie mo-głem – powiedział to z typowo gejowskim akcentem.
    – To po co tam pojechaliście bez szczepionek? – Mat był rozwścieczony.
    – O rety! Posłuchaj, naprawdę potrzebujemy cię w Agencji. Na razie twoje wakacje są w stylu „lato w mieście”, więc mógłbyś, Bosze, nam pomóc.
    – Nie, nie ma mnie dla nikogo z Agencji i tyle. Jak przyjdę, to wiesz, że utkniemy z tym gównem na cały miesiąc i nici z moich wakacji!
    – Tak, utkniemy, ale jak nie przyjdziesz, to utkniemy na dwanaście miesięcy. Nie ma Karola, Julka, Fabiana…
    – Dobra, to zadzwoń do nich i powiedz im, że jak wrócą z Japonii, to ja też będę.
    – Wiesz, że nie wrócą, a Paula ktoś musi przekonać do naszej wizji.
    – Wiem i dlatego do widzenia, Daniel! Zadzwoń do mnie za dwa tygodnie, a wtedy każdy projekt będzie dla mnie wyzwaniem – Mat wyłączył komórkę i ostro przeklął.
    Najczęściej używał słowa k u r w a.
        Kurwa mać!
    Szczyt chamstwa i brak wyczucia – pomyślał. Podszedł zdenerwowany do swojego laptopa i zalogował się na czacie, aby zwierzyć się MM. Maria zawsze mu doradzała w trudnych sytuacjach. On jej także. Razem tworzyli świetną parę, a w firmie wciąż krążyły plotki o ich rzekomym romansie. Właśnie siedziała w pracy, gdzie zajmowała się rozliczaniem klientów.

    > hej stuk puk jestes tam?
    > jestem, ale stuknij za minutke koncze transakcj
    > ok

    Po minucie.

    > jestes wolnaak?
    > tak coś się stało – MM wyczuła zdenerwowanie po pomyłkach w tekście Mata.
    > wyobrazaszz sobie ze daniel zadzownil do mnie bym przyszedl do pracy i ze jestem potrzebny ASAP
    > cos takiego, a co, malo mu jeszcze tego harowania!
    > no wlasnie jak on smie, sam po afryce jezdzi a ludziom kaze zapylac jak w obozach pracy
    > dokladnie ja na twoim miejscu powiedzialabym to samo i w zadnym wypadku bym się nie zgodzila na prace w czasie urlopu… a podal ci jakas kwote??
    > nie co ty za darmoche chce bym to pewnie robil, no wiesz po kumpelsku
    > jak to po kumpelsku?
    > tak bo inaczej nie zadzownil by do mnie nie daniel a ingrid kowalska
    > a tu masz racje, dokladnie, biedny Drago
    > a myslisz o mnie?
    > Mateusz przestan
    > nie mogę przestac o tobie myslec
    > ale choc troszke?
    > mysle ale daj spokoj
    > pocalowalbym cie w uszko
    > :-)
    > :-) :-)
    > Mario Magdaleno czy mogę być twoim kochankiem
    > W A R I A T
    > mow tak do mnie to mnie podnieca
    > już ci przeszlo
    > pewnie jak z toba rozmawiam to zawsze mi przechodzi
    > jestes slodki
    > to ty blondyneczko jestes slodka
    > Mateusz ja jestem w pracy i musze się skupic
    > to ty kochanie skup się na mnie, wyobraz sobie ze caluje cie pod biurkiem
    > kompletnie postradales zmysly, ale nie pisz tak bo kolezanka z naprzeciwka dziwnie się na mnie patrzy
    > to usmiechnij się do niej i powiedz jej ze piszesz ze stara przyjaciolka elzbieta, he, he
    > ale smieszne, jestes zartownis, ale mi tez było jakos smutno i poprawiles mi nastroj
    > ciesze się
    > Maciu musze konczyc Ingrid weszla do pokoju
    > Pozdr
    > tylko nie idz na reke danielowi!
    > pewnie ze nie!
    > pa
    > buzka :-)

(...)

    Szybko zapomniał o sprawach związanych z jobem. Przyszykował sobie ręcznik, nowe kąpielówki z paskiem szachownicy z boku i zapakował się w plecak z reklamą sieci telefonii komórkowej – jeden z wielu, jakie dostawał w prezencie. Z lodówki wyjął jeszcze świeży kefir. Po wyjściu z basenu chciało mu się zawsze mocno pić. Kefir zajebiście gasił pragnienie.
    Spojrzał na zegarek w komórce. Wskazywał, że czas zbiec na dół. Podczas gdy się ubierał, znowu zadzwonił telefon.
    – Tak, słucham?
    Tym razem nie był to Walter.
    – Dzień dobry, Dragos, tu Ingrid Kowalska. Chcielibyśmy ciebie poprosić o pomoc. Widzisz, wasz team bardzo ucierpiał po tych wszystkich rozjazdach i było by bardzo miło, gdybyś mógł nam powiedzieć, najlepiej do jutra, czy wrócisz z urlopu, by pomóc chłopakom. Jest dość pilny projekt do zrobienia… A.S.A.P. Zresztą sam wiesz, Daniel coś ci chyba wspominał?
    – Tak już to słyszałem… Widzi pani, ja teraz idę na basen, a cały tydzień ten i następny mam już zaplanowany. Mam wykupione bilety i tak dalej…
    – Widzisz, firma pokryłaby tobie wszystkie koszty związane z tą decyzją i na pewno byś nie narzekał, Dragos – zawsze przekręcała jego pseudo. – Wiesz, że jesteśmy poważną siecią.
    – Proszę mi dać czas do jutra i obiecuję, zadzwonię do pani osobiście, by przedstawić mój punkt widzenia w tej sprawie.
    – Drago, zupełnie się nie przejmuj, jeśli nie możesz, to po prostu nam powiedz. Dziękuję ci i życzę miłego dnia.
 
     (...)

    Wiedział, że musi w końcu zadzwonić i odpowiedzieć Ingrid, czy może przyjść do firmy. Była godzina piętnasta po południu, obiecane „jutro” nader szybko zmaterializowało się w „dziś”. Czymś, co się wydarzyło i jeszcze trwało. To smutne, bo wiele razy chciał przyspieszyć wskazówki zegara: czekając na oczekiwany od dawna przelew za wykonaną pracę, na swoje ciężko zarobione pieniądze, które rzekomo nie wpływały od klienta, i na swoje bonusy. Tym razem czas przeleciał mu szybciej niż kliknięcie myszką. Nie wiedział, czy zrobić to dla dobra swojego i firmy i się zgodzić, czy po prostu to olać.
    Myśli kłębiły mu się w głowie, a wskazówki zegarka waliły niczym gong Big Bena. Wpatrywał się w nie tak długo, że zaczęły mu pokazywać, o dziwo, godzinę siedemnastą. Równo za godzinę pani Ingrid miała wyjść z biura.
    Kiedy się zdecydował, nerwowo chwycił za słuchawkę telefonu wiszącego na ścianie jego przedpokoju.
    – Halo, może pani rozmawiać? – zaczął Mat.
    – Tak słucham – odpowiedziała jak zwykle szorstkim głosem pani manager.
    – Zdecydowałem, że… – i tu się zawahał.
    – Tak, Dradżo, słucham – odpowiedziała lakonicznie.
    – Okay. Zgadzam się na przerwę w moich wakacjach.
    – Cieszę się, że to przemyślałeś! Jednak chcesz pomóc swoim kompanom! Gratuluję. Oczywiście dostaniesz w zamian wynagrodzenie, bądź jak wolisz, dodatkowe dni wolne. Naprawdę, Dradżo, to dobra decyzja, która pomoże nam zamknąć ten trudny projekt.
    – Oczywiście, proszę pani, że wolę wynagrodzenie, bo dni wolne to, jak pani sama widzi, raczej nie są możliwe do wykorzystania w pełni w naszej firmie.
    – W dzisiejszych czasach niestety wszyscy tak muszą pracować i nic na to nie poradzimy – często mówiła w liczbie mnogiej.
    Kulturalnie się pożegnał i pozwolił, aby manager pierwsza odłożyła słuchawkę. Powoli oswajał się z myślą, że następne dni spędzi w biurze. W biurze, w którym oprócz dostawy świeżej kokainki dla ciężko pracujących chłopaków będzie widział te same twarzyczki co parę dni temu.

(...)

    Nie jest łatwo odejść z Agencji. Patryk i Mat chcieli to zrobić wiele razy, ale zawsze ktoś się o tym dowiadywał. Kiedy tak się działo, z miejsca byli wzywani na dywanik. Dostawali wtedy małą podwyżkę i nie mogli nic innego zrobić. Musieli zamknąć paszcze. Przejście na swój garnuszek nie było prostym zadaniem. Czasy nie były łatwe. Każdy, kto miał pracę, trzymał się kurczowo jak dziadek rzepy. Nikt już nie próbował się śmiać z żartów typu: JESTEŚ ŚWIECZNIK – a kiedy ktoś pytał dlaczego, odpowiadało się: – świeca się wypala, a świecznik zostaje. To był żart dwa lata temu, trzy, ale nie dziś, gdy bezrobocie sięgnęło apogeum. Kto był winny? Mat, tak jak większość, twierdził, że RZĄD. Ten, wcześniejszy i pewnie ten kolejny.
© 2004-2023 by My Book
×