[stron_glowna]
0 książek
0.00 zł
polskiangielski
Książki papierowe i ebooki
Ziemia Piasków
Ziemia Piasków
Jarosław Biliński
Wydawca:My Book
Format, stron: B5 (170 x 240 mm), 205 str.
Rodzaj okładki: miękka
Data wydania:  marzec 2006
Kategoria: powieść
ISBN:
83-89770-45-8
46.50 zł
ISBN:
978-83-7564-190-5
28.00 zł
FRAGMENT KSIĄŻKI
   W niewielkim pomieszczeniu panował półmrok. Cienie, powodowane lekkim, niebieskim światłem jarzeniówki, ujmowały Pionę, leżącą na małym, niewygodnym łóżku. Sprawiały wrażenie, że jej skóra jest bladoniebieska w normalnym świetle. Piona, osiemnastoletnia mieszkanka podziemnego miasta Last Hope, dzisiaj właśnie obchodziła swoje urodziny, lecz nie to wprawiało ją w smutny nastrój, w jakim właśnie była, lecz jutrzejszy egzamin Szkoły Rozpoznania. Tak, dokładnie jutro wszyscy uczniowie drugiego pokolenia tego miasta będą zdawać egzamin praktyczny, teoretyczny oraz Test Ostateczny po dziesięciu latach nauki. To właśnie ten test zdecyduje, czy można będzie opuścić Last Hope, walczyć słowem i czynem o lepszy świat. Niezdanie testu oznaczać miało przydział pracy w jednym z sektorów miasta, ograniczenie potomstwa do jednego dziecka, i to dopiero za piętnaście lat! Piona wierzyła w swoje szczęście i umiejętności, ale tak jak każdy sprawdzian w życiu, ten spędzał jej sen z powiek. Wyciągnęła rękę po kolorowy magazyn z początku dwudziestego pierwszego wieku, zaczęła przeglądać jego bajkowe strony, o których można było już tylko pomarzyć. Znała to pismo na pamięć i gdy ukradkiem, w niedozwolony sposób wydostała go z Biblioteki Archiwum, nie miała z tego tytułu żadnych wyrzutów sumienia. Nikt nie przyłapał jej na przestępstwie i pewnie nikt nie będzie szukał stuletniego czasopisma. W ciasnych i niewygodnych pokojach nie było nic do robienia po pracy czy szkole, a taki magazyn czy książka, których nie można było wynosić poza bibliotekę, urozmaicały doskonale czas. Piękny spokój, nagle i niespodziewanie, przerwał cichy dzwonek interkomu. Piona pospiesznie schowała czasopismo pod poduszkę, obciągnęła koszulkę od pidżamy i zgasiła lampkę przy łóżku, którą zapaliła do czytania. Podeszła do interkomu, nacisnęła przycisk komunikacji i spokojnym tonem, udając zaspaną, zapytała:
   – Piona, kto tam?
   – Kontrola Rady! Proszę otworzyć. Masz dziesięć sekund – głos zza interkomu był surowy i zdecydowany. Piona panicznie w myślach szukała powodów, dla których Kontrola Rady przyszła właśnie do niej, późnym wieczorem, i to w dniu jej urodzin. Czasu na myślenie nie miała zbyt wiele i nie pozostało jej nic innego, jak otworzenie, a rozmyślanie musiała pozostawić na później. Nieotworzenie Kontroli Rady w dziesięć sekund od otrzymania ostrzeżenia oznaczało przyznanie się do stawianych podejrzeń, nawet jeśli te nie zostały przedstawione, a wyrok mógłby być bardzo surowy, a poza tym Rada nie lubiła, wręcz nienawidziła osób działających przeciwko Last Hope. Otworzyła drzwi delikatnie, dalej udając zaspaną.
   – Piona Akson. Jesteś podejrzana o kradzież wysokiej wartości mienia miasta Last Hope. Przyznajesz się? – wysoki mężczyzna, znany wszystkim jako dowódca i nauczyciel Szkoły Rozpoznania, ubrany był w niebieską kurtkę i niebieskie spodnie, spięte czarnym, bardzo starym wytartym pasem, do którego przymocowana była pałka paraliżująca. Nie wydawał się osobą, którą znała tak dobrze z zajęć prawa oraz samoobrony. W tej chwili był kimś zupełnie obcym. Piona przeanalizowała w myślach, jakie mogły być szanse odkrycia kradzieży czasopism (lub książek, które przez okres czterech lat wynosiła) oraz szukała, być może jej nieznanych, innych powodów takiej wizyty. Niestety nic na myśl jej nie przyszło, ale jeżeli Kontrola Rady przychodzi w asyście strażników, to najwyraźniej nie bez powodów, a to oznacza, że wiedzą o czasopismach, a być może i o książkach i nie pozostaje nic innego, jak tylko przyznanie się.
   – Tak, przyznaję się – odparła cicho, patrząc z nieukrywaną ciekawością na reakcję dowódcy.
   – Bardzo dobrze, zostaniesz zatrzymana, a jutro Rada Miasta postanowi o twoim losie – odparł dowódca i skierował słowa do swoich podwładnych. – Zabrać ją do strefy „zero”.
   Piona, przerażona tym, co może ją czekać, roztrzęsionymi rękoma nałożyła na siebie płócienną kurtkę i włożyła stopy w regulaminowe, akademickie buty. Zrobiła krok w stronę eskorty i ze zdziwieniem stwierdziła, że jeden z jej członków to kolega ze szkoły, który tak samo jak ona, jutro ma zdawać egzamin. Ale to przecież niemożliwe, bo uczniom Szkoły Rozpoznania, ani żadnej innej osobie nie zezwala się na udział w akcjach bez uzyskania dyplomu.
   – Arin? Co ty tu robisz?! – zwróciła się do rozpoznanego kolegi, ale ten, bez najmniejszego wzruszenia czy reakcji wyciągnął rękę w geście wskazującym kierunek, w którym zaraz wyruszą.
   – Zostanie Pani zatrzymana w strefie „zero” na polecenie Rady – powiedział dowódca, robiąc pieczęć na metalowych drzwiach mieszkania Piony, co oznaczało, że osoba w nim mieszkająca naruszyła karygodnie regulamin miasta, narażając jego mieszkańców na niebezpieczeństwo.
   Szli w milczeniu metalowymi korytarzami Last Hope, mijając kolejne mieszkania i pokoje służbowe na coraz to dalszych kondygnacjach miasta. Piona miała przed oczami tysiące wizji dotyczących jej dalszego losu, Rady, sądu i kary. Właśnie wyobrażała sobie propozycje Rady:
   – Piona Akson, czy chcesz się dobrowolnie poddać karze i oczyścić w oczach miasta? Wymazać swoje przewinienia, czy – jako odosobniona – zostać wygnana?
   – Chcę odkupić swoje winy, aby miasto mi przebaczyło i poddać się dobrowolnie karze – widziała wyraźnie swoją odpowiedź.
   – Rada, w takim układzie, wyznacza karę w wymiarze jednego roku w sektorze B, przydział „zero-trzy-jeden” – lepiej faktycznie zostać w mieście, bo wygnanie na siłę oznacza podróż w bardzo niebezpieczny świat bez sprzętu, pieniędzy, możliwości, a teren poza miastem jest bardzo nieprzyjazny i źle nastawiony do outsiderów, zwłaszcza do ludzi z Last Hope. Głównie zapewne z tego powodu, iż Last Hope było świetnie prosperującą habitacją, zupełnie niezależną od świata zewnętrznego. Nagle jej rozmyślania przerwało syknięcie Arina, który, idąc tuż obok niej, chciał w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. Gdy spojrzała na niego, puścił „porozumiewawczo” oczko. Więc już wszystko było jasne! To aresztowanie jest Ostatecznym Testem dla Arina, który ma działać jako eskorta i dla niej – jako oskarżonej. Rada i dowódca nic nie wiedzą o czasopiśmie ani książkach! O Boże, jakie szczęście! Nie zdążyła wziąć głębokiego oddechu, gdy zza zakrętu ciemnego korytarza wyłoniły się trzy postacie i zaatakowały eskortujących ją strażników. Napastnicy ubrani w wyniszczone, dziurawe bluzy zadziwiająco sprawnie zaatakowali dowódcę oraz jego eskortę. Arin, najwyraźniej zaskoczony przebiegiem zdarzeń, doskoczył do Piony, by ją chronić, ale ona ani na chwilę nie straciła przytomności rozumowania. Gdy jeden z napastników doskoczył do niej, po tym jak pałką paraliżującą obezwładnił dowódcę, doskonale wyćwiczonym ruchem chwyciła go za nadgarstek, pociągnęła do siebie, unosząc jego rękę w górę i – robiąc nią szeroki łuk – wywróciła napastnika w mgnieniu oka. Chwyciła pałkę paraliżującą. Zanim Arin się zorientował, skoczyła do kolejnego napastnika, który szarpał się z członkiem eskorty, uderzając go w plecy tak mocno, że wyprostował się, po czym upadł nieprzytomny. Widząc to, Arin zrobił krok w stronę ostatniego napastnika, który zdębiał, nie czyniąc nic; zanim jednak zdołał dostać się do niego, Piona, robiąc szybki skok i przewrót, wyprowadziła cios między nogi zaskoczonego i osłupiałego wroga, powalając go na miejscu. Arin wiedział dobrze, że jego koleżanka ma niespotykany talent do walki, bo nieraz na zajęciach mu dokopała jak mało kto, ale nigdy nie widział jej w prawdziwej walce. Piona zbliżyła się do pierwszego obezwładnionego napastnika.
   – Co robisz? – zapytał nagle Arin.
   – Sprawdzam nadgarstki, czy to nie jacyś debile z zewnątrz – odparła Piona, podciągając rękaw podartej kurtki nieprzytomnego człowieka. Zdziwiła się wielce, widząc opaskę identyfikacyjną straży miasta.
   – Nie rozumiem, to jakieś chore… najpierw aresztowanie, ty w kolumnie, a teraz napad w mieście… o co w tym wszystkim chodzi, wiesz coś o tym? – spytała, patrząc na Arina, jakby to on był wszystkiemu winien.
   – Sam chciałbym wiedzieć, miałem tylko uczestniczyć w aresztowaniu oraz ak… – nie dokończył, gdyż zza rogu wyszedł profesor Lech w towarzystwie czterech medyków i strażnika miasta.
   – Gratulacje, Piona Akson i Arin Smith, oboje zaliczyliście Test Ostateczny na sześć! Wprawdzie test dla Piony nie przewidywał walki wręcz, a tylko stronę prawną, ale i tak jestem pod ogromnym wrażeniem.
   – To był test?! Przecież ja mogłam zrobić komuś krzywdę. Albo, co gorsza, ktoś mnie! – Piona nie ukrywała złości ani zdenerwowania wydarzeniami sprzed minuty. Spojrzała na wpółprzytomnych „napastników” oraz na dalej nieprzytomnego dowódcę straży.
   – Nikomu nic się przecież nie stało. Pałka dowódcy została celowo uszkodzona, aby zmniejszyć napięcie paraliżujące, a „napastnicy” to etatowi kaskaderzy, na pewno nie mają nic przeciwko temu, że ktoś im dołożył. Ha, ha. Swoją drogą to chyba pierwszy raz dostali od… Kobiety… – odparł profesor Lech z łagodnym uśmiechem na twarzy.
   Profesor Lech, nauczyciel wszystkich szkół, od dwudziestu lat piastował stanowisko Mentora i był cieszącym się niesamowitym uznaniem, najwybitniejszym z nauczycieli prawa, historii, a także geografii. Ten sześćdziesięciokilkuletni, wysoki, z pociągłą twarzą człowiek, budował w umysłach młodych ludzi wizję lepszego świata, każdy uczeń z uwagą słuchał jego opowieści z dawnych lat, których co prawda profesor sam nie widział, lecz znał je nie tylko z czasopism, książek czy przekazów video, ale z bezpośrednich relacji swojego ojca. Miał on niespożyte pokłady energii. Zawsze na wykładach żartował i wygłupiał się tak, jakby codzienność go omijała, a przecież mieszka w Last Hope prawie od urodzenia, będąc jednym z jego pierwszych mieszkańców.
   – A co z nim? – spytała Piona, wskazując na dowódcę straży.
   – Ha, ha, ha, skarbie nic mi nie jest, tak sobie tylko poleżałem i posłuchałem. Jestem częścią testu – odparł dowódca, gwałtownie wstając i otrzepując ubranie. – Nieźle się bronisz. Naprawdę, jestem pod wrażeniem, i to o tyle większym niż profesor Lech, że to ja cię szkolę… widać, że musisz coś więcej ćwiczyć niż na moich zajęciach praktycznych – dodał dowódca, taksując Pionę wzrokiem.
   – Dziękuję, panie Roedran. Istotnie, ćwiczę w wolnych chwilach, ale pan chyba przesadza z oceną…
   – Ależ skąd, to moi najlepsi wartownicy i strażnicy, a ty sobie poradziłaś z nimi tak dobrze, że przez chwilę sam chciałem im pomóc, ale wiesz, stary jestem i może by mi się jeszcze dostało – zażartował dowódca straży z nieukrywanym podziwem dla wyczynów Piony.
   – W porządku. Arin i Piona, udajcie się do swoich mieszkań, a pan, panie Roedran, uda się ze mną w celu podpisania ocen dla tych młodych ludzi. Dziękuję wam i życzę spokojnej nocy – powiedział profesor Lech, spoglądając na zegarek.
   – A co z pieczęcią na moich drzwiach?
   – Nie martw się o to, droga Piono, już od dawna jej tam nie ma. Zaraz po tym, jak ją dałem, została usunięta. Nie chcemy przecież, aby ktoś źle o tobie myślał…, to było tylko na czas testu – Roedran wydawał się już lekko zmęczony, tak jakby akcja, która się dziś wydarzyła, nie była jego pierwszą.
   – Dobranoc panom…– pożegnała się i ruszyła korytarzami do swojego mieszkania.
   Rzeczywiście, nie było już ani pieczęci na drzwiach, ani żadnego śladu po niej. Włożyła klucz kodowy w drzwi i wstukała kod. Gdy wydały elektroniczny dźwięk, pociągnęła je lekko i odepchnęła, po czym weszła, zupełnie uspokojona i zadowolona z siebie, do swojego malutkiego mieszkanka. Tym razem już nie miała żadnych problemów z zaśnięciem. Zajęło jej to dosłownie chwilkę.
© 2004-2023 by My Book
×