[stron_glowna]
0 książek
0.00 zł
polskiangielski
Książki papierowe i ebooki
Alchemia Marzenia
Alchemia Marzenia
Klaudia Winiarska
Wydawca:My Book
Format, stron: A5 (148 x 210 mm), 297 str.
Rodzaj okładki: miękka
Data wydania:  maj 2025
Kategoria: powieść
ISBN:
978-83-7564-727-3
53.00 zł
ISBN:
978-83-7564-728-0
10.00 zł
FRAGMENT KSIĄŻKI
   Usiadła na progu werandy, trzymając w ręku otwartą książkę. Położyła ją na kolanach, lecz zanim zaczęła czytać, długo przyglądała się gonitwie jasnych fal na jeziorze. Najśmielsze dotykały starych kamiennych stopni, wiodących w górę stromej skarpy, na której stał dom. Stał tu już dłużej niż jedno ludzkie życie, cierpliwie znosząc wyroki losu i historii. Patrząc na wodę, gdzie wiatr nieustannie igrał z falami, przypomniała sobie ciemną, spokojną taflę leśnego jeziora z dzieciństwa, które potem tak często pojawiało się w jej snach, a którego od dawna nie mogła odnaleźć, choć szukała już wiele razy. Pamiętała długo ten obraz z dzieciństwa, jak stała w mrocznym lesie nad ciemnym, magicznym lustrem, które nie tylko odbijało korony wysokich świerków, ale również echo ich szumiącej opowieści. Po raz pierwszy była tam z rodzicami. Później wielokrotnie sama. A gdy dorosła, zgubiła jezioro i skarb jego tajemnicy.
    Gdy po śmierci rodziców przyjechała tu kiedyś, postanowiła wreszcie odnaleźć to tajemnicze leśne jezioro i posłuchać jego opowieści. Ale jeziora nie było, choć – jak jej się wydawało – doskonale pamiętała drogę. Wiedziała, że tam, gdzie się rozwidla, niedaleko za wsią przy wielkim dębie, trzeba skręcić w las, a dalej droga już sama poprowadzi. Zawsze tak było. Tym razem nie! Chodziła, szukała, wołała, lecz echem odpowiadał jej tylko las. Pytała nawet ludzi z okolicy. Wskazywali jej to jedno, to drugie – bo leśnych jezior w okolicy było całkiem sporo. Ale pośród nich nie było tego jedynego, które zapamiętała z dzieciństwa. Jezioro zniknęło i nic nie można było na to poradzić! Odtąd też przestało pojawiać się w jej snach, a obraz ze wspomnień stawał się coraz mniej uchwytny. Widocznie go spłoszyła, chcąc odnaleźć jego namacalną realność.
    Patrzyła teraz w głębokim zamyśleniu na jasną wodę przed domem swego dzieciństwa, wodę świetlistą, pachnącą słońcem i tatarakiem. Nie, tym razem nie wybierze się na poszukiwanie leśnego jeziora! Może samo do niej wróci, gdy przestanie go szukać. Wiatr zawiał teraz mocniej i przewrócił kilka kartek książki, wskazując jej słowa, które tak bardzo kiedyś lubiła: W dzieciństwie każdy z nas doskonale wie, kim jest, lecz zapomina o tym, kiedy tylko dorośli zaczynają się dopytywać: kim chce zostać? Wracała często do tej myśli, zwłaszcza wtedy, gdy miała wrażenie, że zgubiła drogę. Wówczas słowa te dawały jej nadzieję, że odnalezienie drogi, którą znała w dzieciństwie, musi być możliwe. Z biegiem lat ślad ten się jednak coraz bardziej zacierał, aż w końcu całkiem o nim zapomniała. Zamyśliła się nad tym mocnym, prostym zdaniem, które wskazał jej wiatr. Jaka więc była jej droga? Od lat nie zadawała sobie tego pytania, a teraz wróciło z mocą domagającą się odpowiedzi. Kiedyś często je sobie zadawała. I za każdym razem odpowiedź była inna. Teraz poczuła, że tylko jedna z nich może być prawdziwa, bo tylko jedna może być naprawdę własna. Uśmiechnęła się i wstała, bo gwizdek czajnika oznajmił, że zagotowała się woda na kawę. Gdy ją sobie zaparzyła, usiadła z powrotem, z kubkiem i książką, na ciepłej plamie słońca w progu werandy. Czytała teraz uważnie, choć książkę kiedyś znała niemalże na pamięć. Żadnej innej nie czytała tyle razy, choć potem poznała bardziej ambitne wersje podobnej tematyki. Była znawcą! Ceniono ją za wyrafinowany smak i profesjonalizm. I obawiano się jej wyroków – tam daleko za linią horyzontu, gdzie drogi spieszą do wielkiego świata. Żyła tam długo, być może zbyt długo!
    Tęsknota za światem zawiodła ją do wielu pięknych miejsc: do wielkich miast na różnych kontynentach, poznała melancholię dalekich podróży morskich, wibrację serca w startujących samolotach i ponaddźwiękową wolność nad morzami chmur. Lecz kiedy tylko mogła, odwiedzała swoich rodziców, ale wówczas była tu jedynie gościem. Teraz wróciła, choć właściwie przyjechała tu, by ostatecznie rozstać się z tym miejscem. Przyjechała, by sprzedać ten stary dom, pełen zakurzonych, budzących mieszane uczucia pamiątek. Ale któż kupi dom pełen śladów obcego życia, pełen dowodów obcego szczęścia i nieszczęścia? Trzeba więc było posprzątać! Trzeba było pozbyć się wszystkiego, czego nie mogła zabrać ze sobą, a zabrać mogła niewiele. Może parę książek, starych fotografii i listów. Ewentualnie jeszcze kilka szkolnych zeszytów i ten album, gdzie wklejała wycinane z różnych kolorowych czasopism zdjęcia cudów tego świata, które tak bardzo chciała zobaczyć, gdy dorośnie. Ale właściwie po co jej ten album, skoro większość tych miejsc zdążyła już odwiedzić? Nie została wprawdzie podróżnikiem, jak to sobie wymarzyła w dzieciństwie, ale podróżowała – często i daleko!
    Podróżując po świecie, spotykała mądrych ludzi, bardzo mądrych ludzi! Mądrych jednak – jakby to teraz określiła – mądrością profesorską. Niebawem i ją samą można było do nich zaliczyć. Żyła jednak przez wiele lat z poczuciem, że tego, czego naprawdę szuka, jeszcze nie znalazła. Musiała więc być jeszcze jakaś inna mądrość niż ta, którą posiadła. Mądrość serca! – przyszło jej teraz do głowy i roześmiała się na tę banalną myśl tak głośno, że spłoszyła stadko dzikich kaczek w szuwarach. Odpowiedziały na jej śmiech donośnym kwakaniem i pomknęły na środek jeziora, rozdzierając jasne fale. Niektóre nawet wzbiły się w powietrze i usiadły na wodzie dopiero w bezpiecznej odległości, tuż przy przeciwległym brzegu. Podążyła za nimi rozbawionym wzrokiem. Były teraz drobnymi brunatnymi punkcikami unoszonymi przez fale – raz w górę, raz w dół. Wpatrując się w ten rozhuśtany taniec, przypomniała sobie myśl, którą przytaczał czasem jej ojciec, kiedy zwierzała mu się ze swoich rozterek: Życie, córeczko, jest ciągłą zmianą między wzlotem a upadkiem, a szczęście rozpoczyna się na samym dnie. Powtarzał także często: Nigdy nie narzekaj, że masz w życiu pod górkę, jeśli zdecydowałaś, że idziesz na szczyt!
    Jakże bardzo brakowało jej niekiedy, gdy opuściła już rodzinny dom, tych dobrze znanych i często powtarzanych słów, wypowiadanych ciepłym, mocnym głosem. A ojciec miał przebogaty arsenał powiedzeń, przysłów, sentencji i własnych filozoficznych myśli. Nie zawsze je rozumiała, nie zawsze się z nimi zgadzała. Sprzeczała się z nim czasem, próbując mu wykazać, że nie ma racji. Cierpliwie wysłuchiwał jej odważnych argumentów, wypowiadanych z takim przekonaniem, jakie tylko mają młodzi ludzie, kiedy jeszcze wierzą, że mogą zmienić świat. Wysłuchiwał ich z ciekawością i lekkim zdziwieniem, jakby chciał powiedzieć: Oto jest moje dziecko, a myśli zupełnie inaczej niż ja! Muszę się dowiedzieć, jak to możliwe i dlaczego tak się dzieje!? Rozwijały się wówczas niezwykłe dyskusje i wypełniały niejeden długi zimowy wieczór, kiedy zamieć hulała po otwartej tafli zamarzniętego jeziora i od czasu do czasu słychać było huk pękającego od mrozu lodu. Śmiali się wówczas oboje, próbując odgadnąć, czy jezioro im właśnie przytakuje czy zaprzecza? A ono przemawiało swym niezależnym głosem, nie troszcząc się o to, kto ma rację – doświadczony życiem ojciec, czy jego idealistycznie patrząca na świat córka, którą niekiedy pieszczotliwie nazywał swoją Filo-Sofiją.
    Teraz jezioro także do niej przemawiało, a jego głos był ciepłym, łagodnym śpiewem późnego lata, muzyką fal poruszanych wiatrem – niczym struny srebrzystej harfy.
×