[stron_glowna]
0 książek
0.00 zł
polskiangielski
Książki papierowe i ebooki
Ścieżka wśród fal
Ścieżka wśród fal
Grzegorz Gajek
Wydawca:My Book
Format, stron: B5 (170 x 240 mm), 403 str.
Rodzaj okładki: miękka
Data wydania:  sierpień 2010
Kategoria: powieść
ISBN:
978-83-7564-255-1
77.00 zł
ISBN:
978-83-7564-256-8
45.00 zł
FRAGMENT KSIĄŻKI
    Grzesiek rozsiadł się wygodnie na stołku i patrząc na mapę, nasłuchiwał odgłosów okrętu, do dźwięków rozmów dołączyło jeszcze stukanie radiotelegrafisty. Przez chwilę próbował wyłapać litery z nadawanego tekstu. Jednak nie potrafił ułożyć nawet jednego sensownego zdania z szybko stukanych znaków i już po kilku minutach przestał się wsłuchiwać w odgłosy dochodzące z kabiny radio. „Nie jest mi już potrzebna znajomość alfabetu Morse’a, do gdyńskiej szkoły już nie wrócę. Szkoda czasu na niepotrzebną umiejętność. Lepiej siąść przed instrukcjami”. Nie wyciągnął jednak żadnej instrukcji. Dokończył szybko nanoszenie pozycji na mapę. „Pozostaje mi tylko czekać na zmianę”. W chwili gdy myślał o obiedzie, wdychając zapachy dochodzące z kuchni, do jego uszu doszedł odgłos pracujących silników płynącego statku. Podniósł się i szybko wyszedł przez sterówkę na otoczony relingiem górny pokład. Z szumem rozcinanej przez dziób wody i hukiem maszyn zbliżał się do okrętu duży statek wypełniony ładunkiem. Głęboko zanurzony kadłub poruszał się wolno do przodu, popychany przez pracujące śruby, wyrzucające spienioną wodę, pozostawiając za statkiem wodny ślad szybko zbliżający się do brzegu. „Będzie mijał nasz okręt i gdy spieniony farwater i kilwater płynący od dziobu i rufy uderzą w kadłub, przez chwilę będzie niezła huśtawka”, pomyślał, podziwiając statek z wieloma dźwigami na pokładzie. Stojący na nadbudówce marynarz w cywilnym ubraniu pomachał na pożegnanie stojącym na okręcie wojennym marynarzom. Grzesiek podniósł natychmiast rękę i odwzajemnił pożegnalny gest. Wysoki kadłub przepływał majestatycznie obok stojącego szarego okrętu; mieląc mozolnie wodę olbrzymią śrubą, odpływał powoli w dal. „Chyba już nigdy nie zobaczę tego statku?” Nawigator spoglądał na zbliżający się wzburzony kilwater, który za chwilę miał rozhuśtać pokład ich okrętu. Spieniona fala uderzyła, przechylając gwałtownie pokład na jedną burtę, morze nagle rozszumiało się dookoła, a fale waliły w nabrzeże jedna po drugiej. Odbijając się od brzegu, powodowały jeszcze większe kołysanie płaskodennego kadłuba. „Przez kilka dni takich przyjemnych momentów będzie więcej. Będę się starał nie przegapić żadnego wypływającego z portu statku i nacieszyć oczy pięknymi kształtami morskich transportowców. W porcie nie ma takich widoków jak tutaj, przy zewnętrznym nabrzeżu”. Nagle tuż obok stojącego na pokładzie marynarza stanął starszy służbą kolega.
    – Gdzie łazisz? – zapytał Gad. – Powinieneś być w kabinie, a nie na pokładzie. Idź na obiad, ja już sobie pojadłem.
    – Wyszedłem na pokład żeby wziąć namiary. Chciałem zaznaczyć pozycję okrętu na mapie. Dzięki, że przyszedłeś mnie zmienić.
    Grzesiek schodził na rufę zewnętrznymi schodami. Zjechał po poręczach, zeskakując na pokład i szybko zszedł na pomieszczenie. Nietypowy spokój i cisza wydawały się czymś dziwnym w pomieszczeniu zawsze pełnym marynarzy o tej porze. Większa część załogi pełniła służbę, więc obiady wydawano na dwie tury. Jednak po minach pełniących służbę dyżurnych zauważył, że nie wszystko jest w porządku. Wyglądali na spiętych i przestraszonych. Ledki milczał, wpatrując się w talerze, a Mogiła biegał z porcjami. Nawigator chwycił podany mu przez kolegę talerz i natychmiast zabrał się za jedzenie. Opuścił nisko głowę, nie patrząc na zacięte twarze rezerwistów i wicków. „Chyba ktoś podpadł z młodych albo stare wojsko pokłóciło się między sobą. Trzeba szybko zjeść porcję i jak najszybciej zabierać się z pomieszczenia”. Przechylił talerz z zupą i dotykając blaszanego dna, zajadał ostatnie ziemniaki z czerwonego barszczyku serwowanego dzisiaj na obiad przez kucharza. Odstawił pusty talerz i chwycił podane przez Andrzeja drugie danie. Zapach sosu napełnił łakomemu marynarzowi usta śliną. Nabierał potrawę na widelec, gdy nagle siedzący nad talerzem Kos krzyknął na Ledkiego:
    – Co się tak gapisz, baniaku!?
    – Wcale się nie patrzę, starszy – odpowiedział Darek, kierując wzrok w inną stronę.
    Grzesiek aż podskoczył na ławce z nożem i widelcem w dłoniach. Współczuł zakłopotanemu koledze, który nie wiedział, co ma w tej chwili zrobić. Jeszcze niżej pochylił się nad talerzem, aby uniknąć wzroku nieobliczalnego mata. Połykał kawały mielonego kotleta, jakby miał ochotę udławić się nim, i popijał szybko kompotem pochłaniane pożywienie.
    – Gdzie się tak śpieszysz, nawigator? – zapytał starszy marynarz ze śladami trądziku na twarzy, siadając obok.
    – Jestem bardzo głodny – odpowiedział do sygnalisty.
    – Nie udław się tylko – powiedział ze śmiechem sygnalista, sięgając po kromkę chleba.
    Grzesiek podniósł na chwilę wzrok, spoglądając na sekundę w roziskrzone gniewem oczy Kosa. Dreszcz strachu przeszedł przez jego ciało od stóp aż do czubka głowy. Podniósł się natychmiast ze swojego miejsca i z niedokończoną porcją kierował się w stronę drzwi.
    – Dokąd?! – krzyknął Kos. – Pojedz sobie, żebyś nie był głodny. Przecież jesteśmy dzisiaj w morzu, a ty, baniaku, zawsze głodny chodzisz! – powiedział nieco rozluźniony.
    Nawigator siadł na ławce i kilkoma ruchami widelca dokończył swoją porcję. Z talerzem w dłoni opuścił natychmiast pomieszczenie, spoglądając na wściekłych rezerwistów i wicków. Ucieszony ze spokojnego spożycia obiadu wszedł do kabiny i usiadł na koszu.
    – Pojadłem sobie dzisiejszym obiadem. A ty? – zapytał Gada.
    – Ja też. Szkoda tylko, że Witek odchodzi z naszego okrętu. Bardzo smacznie gotował. Nie wiadomo, jaki będzie nowy kucharz, ma przyjść jakiś młody, zaraz po szkółce. Idę na dół, na dyżurze jest spokój, nie musisz się przejmować. Tylko nie wychodź z kabiny – dodał, wychodząc.
    Dzień mijał szybko. Rozgrzane słońcem powietrze błyskawicznie stygło, a chłód dawał się we znaki lekko ubranym marynarzom. Grzesiek postawił swoje buty obok schodów. Zszedł cicho na pomieszczenie i przemykając obok siedzącej starszyzny okrętowej, zbliżył się milcząc do swej koi. Odchylił koc i szybko wsunął się pod szary koc w mundurze, przyglądając się uważnie marynarzom. Kos leżał w koi milczący i spięty, patrząc z uwagą na włączony telewizor. Odgłos kroków na schodach zwrócił uwagę nawigatora. Spojrzał na wchodzącego Kurskiego, pojawiającego się w drzwiach. Milcząc, skierował się prosto na swoją koję. Prawie wszyscy leżeli już na swych miejscach, a ci, którzy jeszcze nie zdążyli się położyć, poszli w ślady Kurskiego. Atmosfera na pomieszczeniu była niezwykle napięta i nietypowa. Dziwna cisza dźwięczała w uszach i nerwowa atmosfera udzieliła się wszystkim.
    – Co się dzieje? – szepnął nawigator do leżącego obok Staśka.
    – Nie wiem. Ale starzy są bardzo wkurzeni – powiedział strzelec pokładowy i przykrył się kocem razem z głową.
    W pomieszczeniu pojawił się nagle ostatni marynarz. Wszedł cicho i dopiero dźwiękiem otwieranej szafki zwrócił na siebie uwagę. Wyprostowany i milczący szedł w kierunku swojej koi, ubrany w piżamę, nie zwracając uwagi na telewizor i na leżących w kojach marynarzy.
    – Gdzie idziesz, Ledki!? – krzyknął Kos.
    – Idę położyć się na koję, starszy – Ledki zatrzymał się i spojrzał trwożnie na Kosa.
    – Co masz pod piżamą?! – powiedział mat bardzo stanowczo.
    – Nic.
    – Ściągaj gacie! No co tak stoisz i gapisz się na mnie swymi cielęcymi oczami? Ściągaj gacie! – Kos wychylił się mocno spod koca. Wyglądał, jakby miał ochotę zeskoczyć z koi.
    – Chciałem się położyć – radarzysta tłumaczył się starszemu.
    – Ściągaj gacie, chcemy tylko zobaczyć, co masz pod spodniami! – ryknął Kos jak rozjuszony byk.
    – No ściągaj, jak się do ciebie mówi! – ryknął ze swojej koi Żbik.
    Ledki zamilkł i spojrzał na udających sen kolegów. Grzesiek przypatrywał się Ledkiemu. Wcisnął się tylko bardziej w głąb swej koi, dotykając ciałem burty, pewien, że ukryty w cieniu jest niewidoczny dla starszych marynarzy. Ledki jednym ruchem opuścił do kolan spodnie od piżamy, pod którymi miał ukryte niebieskie spodenki. Podniósł głowę i spojrzał na leżących marynarzy.
    – Co ty na siebie zakładasz na noc?! Smrodzie jeden! Zastanawiamy się wszyscy, co tak śmierdzi, a to ty na tyłek gacie zakładasz! Migiem na górę i ściągać z siebie gacie! I melduj się tu za chwilę! – Kos krzyczał z satysfakcją w głosie do stojącego na środku marynarza. Ledki obrócił się na pięcie i uciekł na górę.
    – To dopiero baniak jeden, cały dzień chodzi w gaciach, a potem kładzie się na koi, żeby wąchać jego smrody. Trzeba dopierdolić baniakowi! – Żbik podburzał rezerwistów.
    Ledki pojawił się ponownie na pomieszczeniu po kilku minutach. Miał ochotę położyć się na koi i stawiał niepewnie kroki w jej kierunku. Jednak rezerwiści postanowili inaczej. Chcieli chyba poniżyć młodego marynarza przed całą grupą za ten niegodny, ich zdaniem, postępek.
    – Dokąd idziesz?! Jeszcze z tobą nie skończyłem! – Ledki zatrzymał się w pół drogi na dźwięk głosu Kosa. – Masz wodę kolońską w szafce?!
    – Mam – odezwał się przestraszony radarzysta.
    – Wyciągaj butelkę, ściągaj gacie i umyć jaja przed snem! Zrozumiałeś!? – pytał mat.
    – Tak jest! – Ledki szybko przybliżył się do szafki i wyciągnął butelkę wody kolońskiej. Opuścił spodnie od piżamy i nalał sobie płynu na dłoń. Szybkim ruchem dłoni mył członka, włosy łonowe i jądra. Schylił się trochę. Nie patrząc na milczących marynarzy, patrzył na spływającą na podłogę ciecz. Z jego ust wydostał się syk.
    – Szczypie! – wykrztusił z siebie.
    – Mało, jeszcze! Włosy łonowe dobrze umyć i spać! – Kos położył się wygodnie na koi.
    Darek nabrał jeszcze więcej wody kolońskiej na dłonie, wcierając ją w członka i włosy. Intensywna woń perfumowanej wody toaletowej wypełniła całe pomieszczenie, docierając nawet na najniższe koje i drażniąc czuły zmysł powonienia. Ledki wstawił butelkę do szafki, podciągnął spodnie od piżamy do góry i niepewnie wszedł pod koc. Pozostało tylko zgasić światło i ułożyć się do snu. „Dopiero teraz będzie pachniało na pomieszczeniu. Ledki używa wyjątkowo intensywnie pachnącej wody kolońskiej”, pomyślał nawigator, naciągając na siebie koc.
    Darek przykrył się kocem, szczęśliwy, że nie musiał się pocić obok szafek. Grzesiek jeszcze przez chwilę przyglądał się szarej płycie przed oczami. „Trzeba się pilnować na tym okręcie. Nie wiadomo, za co można podpaść i kiedy. Ale mam szczęście, że nie służę na trałowcu, tam załoga jest znacznie liczniejsza i na pewno niejednemu staremu marynarzowi palma odbija jeszcze bardziej”. Zamknął oczy i pomimo włączonego telewizora zasnął szybko, aby po kilku godzinach przebudzić się i cicho jak myszka pobiec na swoje stanowisko w kabinie, gdzie przez całą noc wpatrywać się będzie w uśpiony żyrokompas.
© 2004-2023 by My Book
×