[stron_glowna]
0 książek
0.00 zł
polskiangielski
Książki papierowe i ebooki
Mimo wszystko
Mimo wszystko
Magdalena Piasecka
Wydawca:My Book
Format, stron: A5 (148 x 210 mm), 121 str.
Rodzaj okładki: miękka
Data wydania:  lipiec 2009
Kategoria: powieść
ISBN:
978-83-7564-201-8
26.00 zł
ISBN:
978-83-7564-206-3
16.00 zł
FRAGMENT KSIĄŻKI
    W jednym ze zwykłych miast, w samo południe pewnego zimowego dnia kobieta przystanęła przed witryną. Przez chwilę wpatrywała się w swoje odbicie. Nagle obraz nabrał głębi. Ujrzała wnętrze kawiarenki i ludzi siedzących przy stolikach. Poczuła ciepło. Wzrok utkwiła w jednym miejscu. On tam był. Pił kawę, rozmawiał, uśmiechał się, trzymał inną kobietę za rękę. Zamarła w bezruchu. Wyglądali na zakochanych. Zadrżała, może z zimna. Co teraz? – pomyślała. Wejść, przywitać się? Odejść, zaczekać w domu? Może wytłumaczy, może to nic takiego? Ale co tu jest do tłumaczenia? Spotkanie służbowe, znajoma, koleżanka z dawnych lat. A może się zakochał? Dlaczego nic nie powiedział, przecież nie są małżeństwem. Po co wyszła z pracy w południe? Mogła odmówić koleżankom, zostać do szesnastej. A jeżeli to jej wina? Nie dała mu tego, czego potrzebował, nie zrozumiała sygnałów. Może nie słuchała, jak mówił, że coś jest ważne. Nie, to niemożliwe, przecież to on nie słuchał. Ona chciała rozmawiać, a on pytał po co. Ona chciała rozumieć i być rozumianą. Może tamta bierze go i nic nie chce w zamian. Stała tam i patrzyła, jak jakaś kobieta rozmawia z mężczyzną, czule obejmuje jego dłoń, kładzie na swoim policzku, uśmiecha się do niego. On jest zadowolony, wyglądają na szczęśliwych, jak w kinie, z tą różnicą, że to nie film. On kogoś oszukuje, być może ona też, albo nie jest świadoma, że to już jest czyjś mężczyzna. Szła ulicami, obijając się co chwila o przechodniów. Łzy zamazywały ostrość widzenia.
    Wróciła do domu. Nic innego nie mogła zrobić. Stanie tam i liczenie na to, że ją zauważą, nie miało sensu. Patrzyli tylko na siebie. Nawet gdy podeszła kelnerka, nie spuszczał z tamtej wzroku. Usiadła na kanapie, nie zdjęła płaszcza. Łzy płynęły jak strugi deszczu, ból rozrywał wnętrze od żołądka aż po krtań, zbierało jej się na wymioty. Dlaczego? Myślała: co było nie tak? Może nie było idealnie, ale starała się. A może lepiej nie wiedzieć dlaczego? Jeśli powie, że jej już nie kocha i chce być z inną albo skłamie i powie, że to koleżanka? Czy uwierzyć i żyć dalej? Udać, że to nic takiego, okłamać siebie? Co zrobić? Jak się zachować? Zapytać wprost?
    – Dzień dobry, kochanie. Jak minął dzień?
    – OK, dziękuję, wszystko w porządku. Męczący.
    I co wtedy? Podać obiad, jak zawsze? A może gdzieś wyjdziemy i będzie siedział ze mną tak jak z tamtą kobietą, a ona, przechodząc przypadkiem, też zauważy. Poczekała. Poczekała, aż wróci, nie zrobiła obiadu, nie zdjęła płaszcza, nie wstała z kanapy. Po prostu czekała. Wszedł.
    – Cześć, kotku, co słychać?
    – Cześć.
    Czy do tamtej też mówi kotku, czy inaczej, może kochanie? W środku wrzało. Czuła, że nie wytrzyma, że wybuchnie, będzie płakać, że nie zachowa twarzy, poprosi go, żeby zerwał z tamtą kobietą. Tak, niech z nią zerwie i wszystko będzie dobrze, zaczną od początku.
    – Dlaczego tak siedzisz po ciemku, w płaszczu? Coś się stało? – zapytał.
    – Nie, nie, nic, ja tylko tak sobie siedzę. Byłam w mieście – pogubiła się na samym początku, zero zdecydowania, gdzie duma. – Wyszłam wcześniej z pracy, źle się poczułam i poszłam…
    – Jest coś do jedzenia? – przerwał.
    Przecież on mnie w ogóle nie słucha – pomyślała. Chodził po mieszkaniu, nie patrzył na nią, nie zastanawiał się, czemu płakała. Przecież widać, że płakała. No tak, zapytał co się stało, i usłyszał, że nic. Sama tego chciała, pytanie padło, a odpowiedź mu wystarczyła. Jak nic, to nic. Nie ma się nad czym rozwodzić.
    – Nie wiem, zobacz w lodówce, nic nie ugotowałam.
    – To może gdzieś pójdziemy? – padło pytanie jak w scenariuszu. Popatrzyła na niego, a on na nią. Utkwiła wzrok w jego oczach, łzy wypłynęły na policzki. Stał nad nią i patrzył. Może się domyślił, a może w ogóle nie miał pojęcia, o co chodzi.
    – Co się stało? – przykucnął, wziął ją za ręce. – Dlaczego wyszłaś wcześniej z pracy? – Czyżby jednak słuchał, co mówiła przed chwilą?
    – Wyszłam, bo źle się poczułam.
    – Byłaś u lekarza?
    – Nie! Nawet miałam zamiar, ale…
    – Ale co? Trzeba było iść od razu, to może być coś poważnego. Mówiłem ci tyle razy, żebyś nie lekceważyła zdrowia – zaczął się irytować. To prawda, mówili o tym nie raz, miała iść, ale ciągle było coś innego do zrobienia. Czasami czuła się źle, brała leki i przechodziło. Nic takiego, z pewnością nie na tyle, żeby się martwić.
    – Pójdę, obiecuję, że teraz pójdę.
    – Naprawdę martwię się o ciebie – powiedział to tak przekonująco, że straciła całą siłę, jaka jej jeszcze została, żeby zapytać: a co u ciebie? A jednak.
    – A co u ciebie? Ciężki dzień? Jak w pracy?
    – Dobrze – wstał, puścił jej dłonie, włożył swoje do kieszeni, odwrócił się. – Ciągle nowe projekty. Ale małe, nic dużego.
    – Zobaczysz, będziesz miał jeszcze swoją szansę.
    Nie do wiary, zaczęła go pocieszać. Jak zwykle była mu opoką, filarem, na którym zawsze mógł się oprzeć. I co z tego? Tak nie może być, ona też ma uczucia, też potrzebuje wsparcia. Co jest, u diabła, gdzie się podziała ta silna kobieta, wiedząca, czego chce od życia? Czy będzie godzić się na to wszystko, tak bez mrugnięcia okiem? Czy nie jest warta uczciwego postawienia sprawy, czy ma się nim dzielić z kimś innym? Nie!
    – A jak ma na imię twoja przyjaciółka?
    – Co? – spytał spłoszony. Udał, że nie dosłyszał, ale ciągle stał tyłem do niej. Zapalił papierosa.
    – Twoja przyjaciółka, koleżanka, może kochanka? Nie wiem, ja tylko pytam. Jestem ciekawa. Wiesz, to takie babskie. My, kobiety, lubimy dużo wiedzieć. Szczególnie o rywalkach – dodała cicho.
    – Ja nie wiem, o czym ty mówisz. Nie rozumiem. Ktoś ci nagadał jakichś bzdur, plotki potrafią zniszczyć wszystko. Po co słuchasz takich rzeczy?
    – Nie denerwuj się, to nie plotki. Wiesz dobrze, że plotek unikam jak ognia.
    Zamilkł. Co teraz? Powiedzieć, że widziała, zapytać, czy to poważne?
    – Kochasz ją?
    – Kogo, na Boga? O co ci chodzi? – spytał, prawie krzycząc.
    – Chodzi mi o tę ładną blondynkę, z którą spędziłeś dzisiejsze przedpołudnie w kawiarni w rynku – wyraziła się chyba wystarczająco jasno.
    Zamarł, patrzył na nią, papieros tlił się w opuszczonej dłoni. Stał tak przez chwilę, nie wiedząc co dalej. Nawet nie mrugała, szeroko otwartymi oczami patrzyła mu w twarz. Czekała. Co teraz zrobi, co odpowie?
    – Tylko proszę cię, nie kłam – powiedziała ze spokojem. – Wolę najgorszą prawdę.
    – Ja nie chciałem. Przepraszam. Przepraszam cię, Aniu! – Ukląkł, popiół z papierosa spadł na dywan. – Ona jest inna…
    – Ja nie chcę wiedzieć, jaka ona jest – przerwała mu gwałtownie. – Widziałam was dzisiaj przypadkiem, przechodząc obok kawiarni, i to, co zobaczyłam, wystarczy mi aż nadto.
    – Masz prawo być zła, przepraszam, powinienem ci powiedzieć już dawno, ale nie miałem odwagi. Nie chciałem cię skrzywdzić.
    Jezu, już dawno? – spytała siebie retorycznie. Uświadomiła sobie, że to musiało trwać, a ona nic nie wiedziała, nie chciał jej krzywdzić, samarytanin. Jak mogła nie zauważyć, nie domyślić się? Czy jego koszule nosiły ślad innej kobiety? Jak długo? Właściwie to chyba nie ma znaczenia. Żyła z mężczyzną i w ogóle go nie znała. Oszukiwał ją, a ona, biedna myszka, była ślepa. Zdała sobie sprawę, w jakiej sytuacji się znalazła. To tragiczne, stała się ofiarą w jego oczach. Patrzyła na niego zdumiona. Jak mogła kochać tak długo człowieka, który ma ją za nic, nie liczy się z jej uczuciami. Ma teraz przed sobą tchórza, który i tak jest górą.
    – Nie chciałeś mnie ranić? Ciekawy sposób. Wyjdź! – powiedziała po krótkiej chwili zamyślenia. – Proszę, wyjdź i już nigdy więcej nie wracaj.
    – Chyba żartujesz? – spytał zdziwiony. – To ja mam się wyprowadzić? Przecież to moje mieszkanie.
    – No tak! – Poczuła się jak idiotka. – Faktycznie, to może nawet lepiej. Ja wyjdę!
    Wstała, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, jakby wyjeżdżała na kilka dni. Zadzwoniła do Majki i wysiadła z dotychczasowego życia jak z pociągu. Z pewnością plan podróży zakładał dojazd do celu, ale pociąg nieoczekiwanie zepsuł się w połowie drogi.
    Zwykła dziewczyna w zwykłym mieście została sama. Anna. Jak długo będzie bolało? Czy w ogóle kiedyś przestanie? Czy będzie jeszcze w jej życiu ktoś, komu zaufa, poświęci czas, zadurzy się? A może czas najwyższy pomyśleć o sobie? Nie myśleć tylko o tym, czy zdarzy się jeszcze w życiu ktoś.
© 2004-2023 by My Book
×