[stron_glowna]
0 książek
0.00 zł
polskiangielski
Książki papierowe i ebooki
Umarlak
Umarlak
Piotr Pietruńko
Wydawca:My Book
Format, stron: A5 (148 x 210 mm), 125 str.
Rodzaj okładki: miękka
Data wydania:  marzec 2009
Kategoria: powieść
ISBN:
978-83-7564-172-1
20.00 zł
ISBN:
978-83-7564-175-2
12.00 zł
FRAGMENT KSIĄŻKI
    Tego ranka padało. Człowiek w średnim wieku zdążył to zauważyć przez szparę w żaluzjach podczas wstawania z łóżka. Jak zawsze z samego rana towarzyszyły mu dziwne myśli, w których świat każdego innego dnia wydawał mu się bardziej obcy i złowieszczy niż poprzedniej doby. Nie zmieniało to jednak faktu, że wbrew swej woli czy też nie, był on jego częścią i musiał pogodzić się z regułami w nim panującymi. Mimo iż nie lubił wychodzić na ulice i wtapiać się w tłumy przemierzające każdy ich nawet najmniejszy zakamarek, to był zmuszony robić to choćby ze względu na mus wykonywania podstawowych czynności niezbędnych do życia, takich jak: zakupy, wynoszenie śmieci czy też uczęszczanie do pracy, z którą ze względu na swój średni wiek miał do czynienia od kilkunastu ładnych lat.
    Jednak tego dnia nie miał zamiaru iść do pracy, ale korzystając z czystek na ulicy, które wyrządził deszcz, postanowił złożyć swemu przyjacielowi niezapowiedzianą wizytę, do której przygotowywał się od bardzo dawna, czekając na moment, w którym uda mu się uzbierać w sobie dość odwagi. Jednak ten swego rodzaju strach nie wynikał z obawy przed światem zewnętrznym czyhającym na niego w drodze do przyjaciela, lecz jego źródłem był cel, w jakim chciał się z nim spotkać. Mianowicie nosił się z zamiarem wyjawienia mu swej wielkiej tajemnicy, której nie mógł już dłużej dusić w sobie. Dlatego też, nie jedząc nawet śniadania, czym prędzej podążył w stronę drzwi wyjściowych, nie czekając, aż chwilowy napływ odwagi i chęci ulotni się z powodu rzeczy tak przyziemnej, za jaką uważał uczucie strachu.
    Jednak w trakcie drogi do wyjścia przystanął na chwilę i na wpół śpiącym wzrokiem spoglądał za okno z wielkim zaciekawieniem. Zobaczył, jak na dole, za szybą, ludzie niczym mrówki w pośpiechu rozbiegali się każdy w inną stronę, chcąc schować się przed deszczem, który już nie kropił, ale z ogromną siłą spływał ogromnymi kroplami, tworząc bańki na ziemi. Ten widok zaintrygował człowieka w średnim wieku do tego stopnia, że w myślach ukazało mu się pytanie, które zawsze zadawał sobie widząc podobne sytuacje. Nie potrafił pojąć, czemu ludzie z takim zawzięciem uciekają od deszczu? Czemu boją się tego, dzięki czemu w pewnym sensie zawdzięczają swoje życie? Przecież to dzięki wodzie ich metabolizm może normalnie pracować i utrzymać ich ciało przy życiu. Czyżby bali się, że krople spływające z nieba oczyszczą ich w jakichś duchowy sposób? Czyżby bali się, że ich brudy i grzechy zostaną zmazane? Czyżby uciekali od tego, co może im wyrządzić więcej dobra niż szkód?
    Na te pytania człowiek ten nigdy nie potrafił sobie odpowiedzieć i niejednokrotnie już z zamiarem poznania ich sensu spoglądał całymi godzinami przez okno, jakby to w ludziach, na których patrzył, tkwiło lekarstwo na dręczące go myśli. Tym razem pewnie nie byłoby inaczej, gdyby nagle jego głębokiego stanu skupienia nie przerwało bicie zegara, którego wiekowe wskazówki pokazywały aktualnie godzinę ósmą rano. I gdy zobaczył, ile już czasu zeszło mu na bezcelowe patrzenie w okno, czym prędzej wdział płaszcz i z parasolem w ręku udał się na klatkę schodową kamienicy, w której mieszkał.
    Lubił stąpać po schodach swojej klatki, którą przemierzał codziennie kilka razy. Każdy krok postawiony na nowym schodku dawał mu przyjemność szybkiej i zarazem niewielkiej zmiany perspektywy, z jakiej mógł obserwować świat widoczny za jej wielkimi oknami. Ta jakże mała i niezauważalna przyjemność dla innych, dla niego stanowiła coś niesamowitego i umilała każdy następny początek bądź też koniec dnia. Jednak tego poranka jego doznania płynące z postawienia stopy na każdym kolejnym schodku były jeszcze większe niż zwykle, gdyż dodatkowo był raczony piękną melodią deszczu odbijającego się od ścian klatki schodowej. Ten cały koncert dźwięków zagranych przez piękno przyrody oraz powolna perspektywa zmiany jej widzenia doprowadziły tego człowieka do takiej swobody emocjonalnej, że nie zauważył nawet, kiedy znalazł się przy wyjściu z budynku. Czym prędzej więc rozłożył swój parasol i powolnym krokiem wyszedł z kamienicy, w której mieszkał.
    To, co zobaczył na zewnątrz, było tym, co lubił najbardziej. Puste ulice zalane wciąż padającym deszczem oraz ciemne otchłanie widniejące w każdym z okien domów były ukojeniem dla jego duszy. Lubił przechadzki w takich okolicznościach, gdyż wtedy w jego głowie rodziły się najróżniejsze myśli, których powstawaniu nie sprzyjała jakakolwiek inna pogoda, a ulice wolne od szarych ludzi dawały mu poczucie wewnętrznego spokoju i możliwość swobodnego badania otoczenia. Dlatego też, podążając w stronę domu swego przyjaciela, co chwilę spoglądał to w lewą, to w prawą stronę, korzystając z tego, że ma okazję podziwiać okolicę, nie musząc tym samym wbrew swej woli raczyć spojrzeniem przypadkowych przechodniów.
    Co chwila przed oczyma przewijały mu się nowe budynki i puste place zabaw, na których – o dziwo – nigdy nie patrzące na pogodę dzieci, tym razem nie bawiły się. Jedynymi rzeczami, które w tej chwili towarzyszyły człowiekowi, były tylko wiatr i deszcz, które jakby w zastępstwie dzieci, same zajęły się poruszaniem pustych huśtawek i karuzel. Wszystko wokół było tak spokojne i przepełnione ciepłem płynącym z pustki go ogarniającej, że pełen zadowolenia szedł powolnym krokiem przed siebie, nie zważając nawet na kałuże stojące na jego drodze.
    Jednak im dalej mężczyzna podążał w stronę domu swego przyjaciela, tym bardziej zaczęła niepokoić go zaistniała sytuacja, w której centrum właśnie się znalazł. Zaczęło dziwić go, że mimo iż przeszedł już połowę odległości dzielącej go od znajomego, to na jego drodze nie stanęła żadna ludzka sylwetka. I mimo iż cenił sobie spokój i nie lubił spoglądać na pojedyncze jednostki społeczeństwa, wśród którego się znajdował, to cisza i osamotnienie, jakich w tej chwili zaznał, powoli z ukojenia przeistaczały się w agonię emocjonalną, budzącą w nim wiele niepokoju. Dlatego też, aby ukrócić tę chwilę swej niepewności emocjonalnej, która jakby na złość zrodziła się z nadmiaru niegdyś miłego mu uczucia, czym prędzej przyspieszył kroku i rozpaczliwie zaczął rozglądać się po okolicznych domach w celu znalezienia w ich oknach choćby jednej żywej osoby.
    Niestety mimo swych starań, na skutek niemożności dostrzeżenia w żadnym z ciemnych okien okolicznych domostw choćby jednej ludzkiej istoty, jego wewnętrzny strach rósł w zastraszającym tempie, każąc przyspieszać mu chód do granic możliwości. Poziom adrenaliny gwałtownie zaczął sięgać zenitu, a siły, które przeznaczył na ucieczkę od sytuacji, w jakiej się znajdował, powoli zaczynały się wyczerpywać. Co chwila ze strachem w oczach obracał się za siebie, jak gdyby czuł tam czyjąś obecność, a następnie znów kierował wzrok przed siebie, starając się iść jeszcze szybciej niż dotychczas. I gdy myślał już, że nie wytrzyma całej tej sytuacji, wreszcie jego oczom ukazała się stara kamienica, w której mieszkał jego przyjaciel.
    Mężczyzna odruchowo ucieszył się z powodu, że jego koszmar częściowo dobiegł końca, jednak gdy podszedł bliżej budynku, jego wesoły wyraz twarzy szybko przemienił się w zgorzkniałą i pełną zdziwienia minę. Budynek, w którym gościł ostatnio dwa lata temu, zmienił się nie do poznania. Niegdyś piękna, wielka kamienica, której widok umilał dzień niejednemu przechodniowi, teraz wyglądała na ruinę budzącą niesmak i obawę o ludzi tam mieszkających. Ze ścian sypał się tynk, odsłaniając gdzieniegdzie fragmenty cegieł, a dachówki całe brudne od sadzy i porozbijane, częściowo pokrywały dach, próbując pełnić swą dawną rolę. Wszystkie okna budynku zdawały się niemyte od wielu miesięcy, a to, co nawet udało się ujrzeć za nimi, było słabo widoczne przez pryzmat szarych, dawno niepranych firan. Jednak najgorzej z całego budynku prezentowała się klatka schodowa, która od zewnątrz wyglądała, jakby nikt nie odnawiał jej od dziesiątek lat. Jej widok potrafił zjeżyć niejednemu włos na głowie, gdyż z każdej ze szpar okien pozabijanych deskami zdawało się spoglądać jakieś dziwne stworzenie, którego pochodzenia nie dało się określić.
© 2004-2023 by My Book
×