[stron_glowna]
0 książek
0.00 zł
polskiangielski
Książki papierowe i ebooki
Kompletnie Walnięte Panienki
Kompletnie Walnięte Panienki
Paulina Puchała
Wydawca:My Book
Format, stron: A5 (148 x 210 mm), 102 str.
Rodzaj okładki: miękka
Data wydania:  grudzień 2008
Kategoria: dla dzieci i młodzieży
ISBN:
978-83-7564-146-2
18.00 zł
ISBN:
978-83-7564-151-6
10.50 zł
FRAGMENT KSIĄŻKI
     (...) gadasz jak zgorzkniała stara panna, a nie jak piętnastka, która dziś wieczór ma być królową na parkiecie!
    – Eee… mnie to się tam w ogóle nie chce iść. Gdybyście mnie tyle nie namawiały, to siedziałabym w domu i czytała Quo vadis.
    Za oknem robiła się pomału szarówka.
    Zbliżała się godzina szesnasta i lampy na ulicy zaczęły już świecić, poza jedną oczywiście, tą naprzeciwko domu numer cztery. Kilka razy w miesiącu zgłaszano jej awarię, ale nigdy nikogo sprawa nie zainteresowała na tyle, żeby rozwiązać problem z brakiem oświetlenia w tej części wsi.
    Padał śnieg. Już dawno nie było takiej zimy. Pierwsze przymrozki chwyciły już na początku listopada. Takiej ilości śniegu nie widzieli mieszkańcy Pszenna od roku 1987, kiedy to 15 grudnia odnotowano rekordową grubość pokrywy śnieżnej – dziewięćdziesiąt centymetrów!
    Jak na nizinny charakter okolicy, takie opady atmosferyczne były zjawiskiem wyjątkowym.
    – Quo vadis? A tego nie czyta się czasem dopiero w liceum? – zdziwiła się Emila.
    – Emiś, tylko nie gadaj, że jeszcze nie zaczęłaś jej czytać? – Jagoda w mig chwyciła brak orientacji koleżanki w sferze lektur szkolnych.
    – Nieee, a powinnam? – zmartwiła się.
    – Biorąc pod uwagę fakt, że w przyszłym tygodniu zaczynamy omawianie jej od pięciominutowej kartkówki, to powinnaś być już przynajmniej w połowie – ciągnęła swoje paskudne kłamstewko.
    – O rety! Mama mnie oskalpuje, jak dostanę z polaja kolejną pałę! – przeraziła się już całkiem poważnie. – Dużo ma to stron?!
    – Całkiem, całkiem. Ja już trzy tygodnie nad nią ślęczę – Justyna dołączyła się do parszywego żartu Jagody.
    – No i nie ma tego w żadnym streszczeniu, niestety…
    – No to mam przechlapane… – posmutniała Emila, ale nie na długo. – To co z tym makijażem? Kiedy moja kolej?
    Emila była z ich trójki najmniej ambitna. Uczyła się tylko pod groźbą pozostania w domu przez wakacje, jeśli nie ukończy roku ze świadectwem z czerwonym paskiem. Nauka przychodziła jej z trudem, a przyswajanie wiedzy odbywało się w tempie zakwitania kaktusów, których to była wielką miłośniczką i miała ich już niemałą kolekcję w liczbie sztuk piętnastu. Zajmowały jej cały parapet i połowę powierzchni biurka.
    – Okej, Justyś. Skończyłam. Możesz przejrzeć się w lusterku.
    – Wow!!! Niezła jesteś. Może powinnaś iść do szkoły kosmetycznej zamiast na tę głupią filologię angielską?
    – Odwaliłaś kawał dobrej roboty – Emila już całkowicie zapomniała o nieprzeczytanej lekturze. – Zrobić z Justyny ekstralaskę to nie lada wyzwanie. Auuu! – uszczypnęła ją zgrabna, wysportowana brunetka z ponętnie wymalowanymi ustami i podkreślonymi czarną kredką oczami, w jaką przy pomocy koleżanki przeobraziła się właśnie skromna uczennica 8 klasy. – To znaczy, chciałam powiedzieć – wow! Justyna wyglądasz ekstra!
    – Myślicie, że spodobam się Piotrkowi i poprosi mnie do tańca?
    – A ty ciągle o tym Piotrku?! Nic tylko Piotrek i Piotrek! Przecież ponoć z nim zerwałaś?!
    – Jak pójdziesz na dyskotekę w tym rozciągniętym swetrzysku i kapciach od babci, to nawet woźny na ciebie nie spojrzy. Baaa, do szatni cię nawet nie wpuszczą, bo pomyślą, że z wariatkowa się urwałaś.
    – Emilia!!! – uciszyły ją obie.
    – O czym ty znów, Justyna, wygadujesz? Przecież ty i Piotrek to już definitywnie skończone. Taaak?
    – No tak, w sumie. Tylko tak zażartowałam z tym tańcem. Tak naprawdę, mam nadzieję, że go nie będzie.
    – O nie, mnie nie oszukasz, moja droga. Już zapomniałaś, co ci zrobił? Jakie numery wykręcał?
    – Że niby co takiego?
    – A to, że spotykał się z tobą i Ewką w tym samym czasie, to nic?
    – No, nie w tym samym – sprostowała Emila. – Z tobą po południu, a z Ewką po dwudziestej drugiej, kiedy musiałaś już być w domu.
    – Oj, dajcie już spokój. Przecież wiem, myślicie, że zapomniałam? Aż tak głupia to nawet ja nie jestem.
    – Ja cię znam, Justin. Wystarczy, że on zrobi te swoje słynne maślane oczy, a ty już od razu mu ulegasz. Musisz być twarda!
    – Łatwo ci powiedzieć. On był i zawsze będzie moją pierwszą miłością… a pierwszej miłości się nie zapomina…
    – Nie zapomina się, ale żyje się dalej. Na naszej planecie jest mnóstwo fajnych facetów. Trzeba tylko trochę się pokręcić pod II LO – pocieszyła ją Jagoda. – Do września niedaleko, wytrzymasz.
    – Och, gadasz, jakbym była niewyżyta, albo coś!
    – Żartowałam tylko. Chodź, trzeba cię rozebrać z tego paskudnego swetra – wzięła ją pod ramię i udały się do garderoby pani Wicher.
    Miały w czym wybierać. Mama Justyny gustowała w dopasowanych i wyróżniającychz tłumu ubraniach.
    Czerwień i czerń były kolorami dominującymi. Jak na kobietę biznesu przystało, nie zabrakło tu butów na wysokim obcasie i eleganckich skórzanych pasków, małych i dużych torebek, apaszek i jedwabnych szali. Wszystko szykowne i cholernie, cholernie markowe!!!
    – Jakbym coś, nie daj Boże, poplamiła albo co gorsza rozdarła, to przez pół roku będę z kieszonkowego spłacać!
    – Jak nie chcesz zepsuć naszych starań nad fryzurą i makijażem, to musisz sobie coś z tego małego sklepiku wybrać. Ta bluzka od tej twojej całej chrzestnej nadaje się co najwyżej na niedzielny obiad u dziadków.
    Przebierały i wybrzydzały,w końcu znalazły to, czego szukały.
    – Idealny!
    – Chyba muszę przyznać ci rację – Justyna była sama pod wrażeniem, tego co znalazły. – Nie posądzałam matki o posiadanie aż takich sexy szmatek!
    – Ty, a może ona naprawdę ma kogoś na boku… No wiesz, kobiety po siedemnastu latach małżeństwa już nie chodzą w tak wyzywających ubraniach…
    – Przestań gadać głupoty, bo cię zdzielę obcasem! Nie wiesz, że każda kobieta ma chwile słabości… – broniła nieskalanej opinii o swojej rodzicielce.
    – Od kiedy to aż tak się znasz na kobietach, Justin?
    – Od kiedy się nią stałam, po tym, jak mi położyłaś tapetę na twarzy – roześmiały się obie.
    – I co, macie coś fajnego? – Emila skończyła pudrowanie nosa i wgramoliła się do garderoby. – O kurczę…
    – Mam nadzieje, że nie będę w tym wyglądać jak biedne, niedożywione kurczę, Emila!
    – Przymierzaj, to zobaczymy.
    Ściągnęła z siebie prezent gwiazdkowy od babci Stasi i założyła bluzkę od Versace.
    – No, no, nigdy bym nie pomyślała, że taka z ciebie laseczka – Jagoda nie mogła wyjść z podziwu.
    Justyna nie wyglądała już jak zakuwająca nocami prymuska, tylko jak wystrzałowa piętnastolatka z nogami do samej podłogi!
    Czerwony gorset z delikatnym haftem i cekinami w tym samym kolorze leżał idealnie, jakby był szyty na jej miarę.
    – Ja chyba nie mogę, dziewczyny… – miała wątpliwości. – A co jeśli naprawdę go zniszczę, albo w ogóle mama się dowie, że wzięłam jej rzecz bez pytania…
    – Byłabyś się zapytała, gdyby jego właścicielka była teraz w domu, a że jej kilkudniowo nie ma i zabroniła wydzwaniać na komórkę w sprawach błahych, to nie masz jak się spytać o pozwolenie. Nie mam racji? – Jagoda nie dawała za wygraną.
    – W sumie to masz… – patrzyła w lustro i nie wierzyła w to, co widzi. Była wymalowana, uczesana i miała na sobie wystrzałowy ciuch za bagatela trzysta złotych. – Raz kozie śmierć! – Idziemy, dziewczyny!
    Wykonały ostatnie poprawki w makijażu i wyszły cichaczem. Nie chciały obudzić „starego niedźwiedzia”, który odsypiał zarwaną nockę i byłby wściekły, gdyby ktokolwiek przerwał mu popołudniową drzemkę, nawet gdyby to była jego własna pierworodna, wystrojona jak stróż w Boże Ciało, z pokazanym bezwstydnie na wierzchu pępkiem.
© 2004-2023 by My Book
×