[stron_glowna]
0 książek
0.00 zł
polskiangielski
Książki papierowe i ebooki
Potępieńcy
Potępieńcy
Grzegorz Szymczyk
Wydawca:My Book
Format, stron: A5 (148 x 210 mm), 154 str.
Rodzaj okładki: miękka
Data wydania:  kwiecień 2008
Kategoria: powieść
ISBN:
978-83-7564-029-8
21.00 zł
ISBN:
978-83-7564-112-7
13.00 zł
FRAGMENT KSIĄŻKI
    Pamiętam, jak będąc małym chłopcem poszedłem na cmentarz w dzień 1 listopada, dla mnie Święto Zmarłych, w tradycji zapisany jako dzień Wszystkich Świętych. Cmentarz znajdował się nieco ponad sto metrów od mojego rodzinnego domu (i znajduje się tam nadal). Nie było więc większego problemu, abym mógł pójść tam sam.
    Przekroczyłem cmentarną bramę i po kolei nawiedzałem groby moich bliskich. Nad każdym grobem, za każdą duszę z osobna, starałem się odmówić dziesiątek Różańca. Po skończonej modlitwie i takim jeszcze krótkim westchnieniu szedłem dalej. Wtedy przypadkowo trafiłem na bardzo zaniedbany grób, całkowicie porośnięty chwastami, pośród których tkwił połamany drewniany krzyż, na którym zwisał, na jednej ręce, ukrzyżowany i również połamany Jezus. Zrobiło mi się wtedy żal, że nikt nie pamięta o tym zarośniętym chwastem grobie, połamanym krzyżu i chwytającym się go jedną ręką (bo drugą miał oderwaną) Jezusie. Wyglądało to tak, jakby Pan Jezus nie chciał opuścić tego krzyża, właśnie wbrew ludzkiej obojętności i zapomnieniu.
    Nie zastanawiając się zbyt długo, wziąłem jedną palącą się lampkę z sąsiedniego grobu, na którym były ich dziesiątki, i postawiłem ją na tym zapomnianym.
    Kiedy chciałem już odejść, bo zaczął zapadać zmierzch i ludzi, tych żyjących, było coraz mniej na cmentarzu, wtedy usłyszałem:
    – Pomóż mi…
    Był to niski kobiecy głos. Głos kobiety zmęczonej dźwiganiem jakiegoś wielkiego ciężaru, który niekoniecznie musiał mieć wymiar fizyczny.
    Obejrzałem się dookoła siebie, ale nikogo nie zauważyłem. A ci, którzy jeszcze znajdowali się na cmentarzu, byli zbyt daleko ode mnie, bym mógł ich usłyszeć. Jako dwunastoletnie dziecko nie zastanawiałem się nad tym, skąd mógł dobiegać ten tajemniczy głos, tylko rażony nagłym lękiem, postanowiłem czym prędzej opuścić to miejsce i w ogóle znaleźć się poza murami cmentarza. W tym celu zamierzałem ruszyć do przodu, ale wtedy ku mojemu jeszcze większemu przerażeniu odkryłem, że nie mogę ruszyć się z miejsca. Nie wiedziałem dlaczego, po prostu nie mogłem i tyle. Na domiar złego znów usłyszałem tę upiornie brzmiącą mowę:
    – Pomóż mi…
    Wtedy też nie miałem już wątpliwości, że ten głos wydobywa się z… grobu, przy którym stałem. Tego zaniedbanego grobu.
    Co mogłem zrobić w takiej chwili? Zacząłem się modlić. To jedno, co przyszło mi do głowy. Zawsze to robiłem, kiedy znajdowałem się w trudnej dla mnie sytuacji. Ta była wyjątkowo trudna i nieprzewidywalna, bo jakby nie z tego świata. Modliłem się swoimi słowami, gdyż nie byłem w stanie przypomnieć sobie żadnej z tych modlitw, których mnie nauczono. Pamiętam, że między innymi użyłem tych samych słów, prosząc Boga o pomoc, jakie do mnie skierował grobowy głos. Z kolei nie pamiętam, bym kiedykolwiek wcześniej modlił się tak żarliwie i szczerze, jak wtedy, kiedy strach porządnie ściskał mi gardło.
    Nie wiem, jak długo to trwało, ale moja modlitwa poskutkowała. Oderwałem nogi od ziemi i wybiegłem z cmentarza, potykając się przy tym o groby. Miałem wrażenie, że one wszystkie zaraz zaczną do mnie wołać. Uciekając, obejrzałem się jeszcze za siebie. Ujrzałem wówczas postać małej dziewczynki, samej, bez obecności dorosłych, ubraną w długi, czerwony płaszczyk. Stała tam przy tym gadającym grobie.
    Kiedy blady i wystraszony wróciłem do domu, od razu położyłem się do łóżka, nakryłem kołdrą głowę i tak zostałem aż do rana. Przez całą tę nieprzespaną noc wystraszony myślałem o tym, co się stało. O grobie, tej dziewczynce… I był jeszcze ksiądz. Nie był stary, ale też i niemłody. Pamiętam, że kiedy biegłem pełen lęku, nie chcąc niczego już widzieć i słyszeć, a tylko jak najszybciej znaleźć się w domu, omal nie wpadłem na niego, kiedy spomiędzy grobów wybiegałem na alejkę. Chyba próbował zatrzymać mnie, wołał za mną. I to chyba tak, jakby wiedział, co się stało. Ale skąd?
    Przez te wszystkie lata nikomu nie mówiłem o tamtym zdarzeniu. Piszę o tym teraz jako już dorosły facet, który na wspomnienie tego, co się wtedy stało, wciąż drży na całym ciele niczym dwunastoletni chłopiec. A przecież najgorsze miało dopiero nadejść.
© 2004-2023 by My Book
×