[stron_glowna]
0 książek
0.00 zł
polskiangielski
Książki papierowe i ebooki
Igranie życiem
Igranie życiem
Zdzisław Adamiec
Wydawca:My Book
Format, stron: A5 (148 x 210 mm), 149 str.
Rodzaj okładki: miękka
Data wydania:  marzec 2008
Kategoria: powieść
ISBN:
978-83-7564-020-5
23.00 zł
FRAGMENT KSIĄŻKI
    Robert szedł powoli w górę schodów koło kościoła, gdzie spotkał przedwczoraj Dorotę. Po raz pierwszy zapomniał o kontuzji kostki, której się tu nabawił. Nie zerkał pod nogi, lecz patrzył w górę. Niebo było gwiaździste, księżyc świecił nad samą wieżą kościelną, oświetlał mu drogę. On wciąż wypatrywał pozaziemskich ludzików w swoich talerzowatych pojazdach.
    Tak gapiąc się niemal bez przerwy w niebo, dotarł do domu.
    Kiedy otwierał drzwi, coś go tknęło. W drzwiach wsadzone były jakieś ulotki reklamowe. Zawsze zostawiają w koszyku na parterze albo rzucają na wycieraczki. Między jego drzwi dość ciężko coś wcisnąć. Nawet wąską kopertę, a tu ktoś trudził się wpychać grubą reklamę „Media Markt – nie dla idiotów”.
    Zapalił światło, otworzył drzwi wahadłowe i przemierzył wzdłuż sąsiedni długi korytarz. W żadnych drzwiach nie było nic powsadzane. Ani nic nie leżało na wycieraczkach. Dziesięć mieszkań i żadnej ulotki. Wszyscy powyjmowali? Wychodził raptem godzinę temu.
    Wrócił pod swoje drzwi. Ostrożnie wyjął reklamę. Powąchał, rozłożył, wytrzepał. Nic nie zauważył w niej podejrzanego. Zaniósł do zsypu.
    Jeżeli to nie czysty przypadek, w takim razie ktoś chciał sprawdzić, kiedy wróci do domu. Teraz dopiero dotarły do niego słowa Dorotki: „Uważaj na siebie”.
    Energicznie otworzył drzwi, spojrzał, czy nic nie spadło na wycieraczkę. Bo jeżeli ten ktoś był bardzo cwany, to dla większej pewności mógł jeszcze w szczelinę włożyć kawałek zapałki lub innego paprocha. Robertowi takie sztuczki nie były obce.
    Nic nie spadło.
    Z ulgą wszedł do mieszkania. Może przypadek, może nie. Nie dawało mu to jednak spokoju. Niby nic wielkiego się nie stało, ale już wkradł się jakiś niepokój.
    Nie mógł spokojnie uporządkować myśli, nie potrafił skupić się na czymś konkretnym. Spojrzał na zegarek, było piętnaście po dziewiątej. Nie jest tak późno, można jeszcze trochę do ludzi powydzwaniać.
    Nakręcił numer Matejów. Długo nikt nie podnosił. Wreszcie odezwała się Regina.
    – Obudziłem?
    – Nie, a kto mówi?
    – Niedawno żeśmy się widzieli, a ty już mnie zapomniałaś? – Robert starał się zmienić głos.
    – A to pan redaktor. Co się stało?
    – Nic się nie stało. Zapomniałem tylko o coś zapytać.
    – Proszę pytać.
    – Czy Joanna dostała jakąś propozycję pracy za granicą tuż przed śmiercią?
    – Oczywiście. Gadała o tym od sylwestra, ale potem się rozmyśliła, bo koleżanka opowiedziała jej, co to za praca.
    – A kto jej proponował tę pracę?
    – Szef. To miało być w Niemczech u jakiegoś jego dobrego znajomego, bardzo bogatego. Języka nie trzeba było znać, bo to ponoć było mieszane małżeństwo, czyli żona stąd. Asia znała trochę niemiecki, więc nie bała się, że będzie miała trudności z porozumieniem.
    – To czemu nie pojechała?
    – No, mówię przecież. Jakaś dziewczyna stamtąd przestraszona przyjechała czy uciekła, czy coś takiego, no i powiedziała koleżance Asi, że ten facet młode Polki do burdelu sprzedaje. Tam im paszporty odbierają, biją, głodzą, jak która poleceń nie chce wykonywać. Asia się straszliwie wystraszyła, odmówiła Brunowi. Ten się na nią wściekł, nie odzywał się chyba z tydzień, ale potem cały czas namawiał, twierdząc, że to kłamstwa.
    – Mówiliście to na policji?
    – Jak coś na ten temat zaczynałam, to prowadzący śledztwo od razu przerywał, nakrzyczał na mnie, czego ja mu takimi pierdołami głowę zawracam, które wcale sprawy śmierci córki nie dotyczą.
    Robert wyraźnie usłyszał, że Regina pochlipuje, zaczyna nos opróżniać. Zmienił natychmiast temat.
    – Józek wrócił zaraz, jak mnie odprowadził?
    – Wrócił za godzinę. Nawalony jak stodoła. Chwalił się, że wszyscy mu gratulowali, że ma fajnego znajomego dziennikarza.
    – Chociaż tyle dobrego. Przepraszam, że przeszkadzam tak późno, ale to dla mnie ważne było. Dobranoc.
    Usiadł ciężko w fotelu. Powoli zaczynało mu się wszystko w całość układać. Nie ma przypadków w naszym życiu. Jak są, to dobrze przez kogoś zaplanowane.
    Kiedy otwierał lodówkę zobaczył, że w butelce trochę wódki zostało. W sam raz na małego drinka, żeby się lepiej spało.
    Sączył drinka bardzo powoli. Rozmyślał o tym, co go dzisiaj spotkało. Jakby było mu mało nadmiaru wrażeń, chciał jeszcze zadzwonić do Marty, ale powieki mu już opadały.
    Ostatkiem sił dowlókł się do łazienki. Umył się, wyłączył telefon i uwalił się na wersalkę.
© 2004-2023 by My Book
×