Stowarzyszenie Cuvarów
Rafał Raczuk
Publisher: | My Book |
Size, pages: | A5 (148 x 210 mm), 113 pages |
Book cover: | soft |
Publication date: | October 2020 |
Category: | Novels |
ISBN:
978-83-7564-616-0
25.00 zł
ISBN:
978-83-7564-619-1
10.00 zł
Noc. Cztery osoby siedzą na małym drewnianym pomoście nad mazurskim jeziorem. Dookoła ciemność roztaczana przez las otaczający jezioro. Wpatrują się z lekkim niepokojem w konstelacje gwiezdne na ciemnym niebie. Ich miny zdradzają, że posiadają bardzo cenną wiedzę.
– Zdaje się, że musimy znaleźć inne rozwiązanie – powiedział Wiktor, nie spuszczając z oczu gwiazd.
– Zawsze można znaleźć inne rozwiązanie… tylko teraz pytanie, czy to konieczne – odrzekł Tomasz.
Zapanowałaby znowu cisza, gdyby nie nerwowe wiercenie się Dominiki, powodujące trzask starego drewna, z którego zbudowany był pomost. Wydawało się, że jest podniecona sytuacją na niebie. Tak jakby była o krok od wymyślenia czegoś naprawdę odkrywczego.
– Myślę, że jest szansa na to, co założyliśmy za pierwszym razem – powiedziała zniecierpliwiona.
– Szansa jest zawsze, nawet w beznadziejnym przypadku – odpalił w swoim stylu Tomasz.
– Zamknij się już! Nic nie dają te twoje pseudofilozoficzne gadki. Tylko denerwują wszystkich – oburzyła się Milka.
– Oburzyć można się zawsze, ale co to da? – kontynuował Tomasz.
– Jeszcze raz powiesz coś podobnego, a osobiście ochłodzę ci twarz wodą z możliwością obserwowania dna jeziora! – odrzekła Milka.
– Masz na myśli złapanie mnie za włosy i wsadzenie mojej pięknej facjaty do tego uroczego akwenu? – zapytał Tomasz z głupkowatym uśmiechem na twarzy.
– No i przegiąłeś, kolego.
Gdy Milka energicznie wstawała ze swojego miejsca, by wymierzyć karę Tomaszowi, jedna z gwiazd błysnęła tak jasno, że oświetliła nieco jezioro w środku lasu. Cztery osoby popatrzyły na siebie z fascynacją, ale i jednoczesnym przerażeniem.
– Spadamy stąd! – krzyknął Wiktor.
– Nie zapomnij o klepsydrze! – przypomniała Milka.
Na pierwszy rzut oka wydawało się, że ogarnęła ich panika, ale każdy ich ruch był przewidziany. Bez porozumiewania się każde z nich wiedziało dokładnie, kiedy skręcić, kiedy przyspieszyć. Po kilku sekundach na pomoście nie było nikogo, po kilkunastu cała czwórka znajdowała się już w lesie, a po minucie Wiktor się obudził.