[stron_glowna]
0 books
0.00 zł
polishenglish
Paper books and ebooks
SEARCH
author, title or ISBN
Categories
  • Novels
  • Short stories
  • Poetry & Drama
  • Biographies & Memoirs
  • Science & Technology
  • Languages
  • Reference
  • Economics, Business, Law
  • Humanities
  • Nonfiction
  • Children & Youth
  • Psychology & Medicine
  • Handbooks
  • Religion
  • Aphorisms
We accept payments by Visa, MasterCard, JCB, Dinners Club

We accept payments via PayPal
Joker. Część I: Pociąg do zmian
Joker. Część I: Pociąg do zmian
Marek Górecki
Publisher:My Book
Size, pages: A5 (148 x 210 mm), 170 pages
Book cover: soft
Publication date:  May 2010
Category: Novels
ISBN:
978-83-7564-247-6
30.00 zł
ISBN:
978-83-7564-248-3
20.00 zł
FRAGMENT OF THE BOOK
    Organizacja miała pewne problemy i zaczęła się już ocierać o samorozwiązanie. Na gwałt poszukiwano pomysłów, które mogłyby pomóc utrzymać stery osobom chcącym na siłę je utrzymać (ze względu na stanowisko, dochody itp.). Jakoś tak przez „drobną nieuwagę” zapomniano o ludziach zależnych od ich decyzji, zapomniano, także przez „przypadek”, o naprawie Organizacji, którą, jak mówili, pojmują jako dobro nadrzędne. No cóż, drobiazg taki. Wymyślono więc na jednym ze spotkań coś, co pozwoli utrzymać ster, nim ktoś spoza zaufanego grona będzie chciał go przejąć. Zastosowano znany już w starożytności sposób zastępujący ludziom chleb: postanowiono dać pracownikom igrzyska, no może nie w sensie dosłownym, ale miało to być coś odwracającego ich uwagę od rzeczy istotnych. Taką formą okołooigrzyskową było poproszenie (czytaj: nakaz) pracowników o porzucenie wszystkiego, co stare, i wskoczenie na tory wiodące ku zmianom. Oczywiście, miały to być zmiany na lepsze, ale tak naprawdę nie wiadomo, kogo one miały dotyczyć, ponieważ, jak zwykle, nie mówiono do głów, lecz ponad nimi. Cóż, taki urok władzy. Obawiając się, że część ludzi może porzucić Organizację tuż przed igrzyskami, by nie dać się kolejny raz wpuścić w maliny, postanowiono puścić kontrolowaną plotkę. Nie ustalono dokładnie jej treści, ale miała ona zawierać informacje, z których ludzie powinni wyciągnąć wniosek, że trzymających ster nie będzie na igrzyskach. Oczywiście, była to tylko plotka – przecież ONI i tak będą, by mieć oko na wszystko. Odpowiednio dobrane przebranie – zmiana skóry sprawi, że maluczcy nie będą mogli rozpoznać sterujących.
    W dwa tygodnie po puszczeniu plotki i wzroście w Organizacji nadziei na lepsze ogłoszono, że zostawiamy stare i w sensie dosłownym wskakujemy na tory zmian. Powiezie nas tam pojazd o dużo mówiącej nazwie „POCIĄG DO ZMIAN”. Dlatego też wszyscy jutro mają zgłosić się na dworcu kolejowym, gdzie na bocznym torze stoi nasz zarezerwowany pociąg specjalny. Nazajutrz, mimo wielu obaw, prawie wszyscy przybyli na dworzec, i to jeszcze przed czasem. Jako ostatni przydreptał lekko zawiany Jaskiniowiec Przemysław. Wiele oczu patrzyło na niego z pewnym politowaniem. On, jak zwykle, swym szczerym, może jeszcze wczorajszym uśmiechem, grzecznie przywitał wszystkich, dodając skinięcie głową i krótkie „się macie, naiwniacy”. Na te słowa Sztywniacy poczuli się urażeni, Obojętnym było to obojętne, Luzacy przykleili uśmiech, a Pozostali nie zwrócili na to uwagi. To małe zamieszanie zatrzymało na chwilę wiele osób walczących z innymi na łokcie w celu zajęcia najlepszego miejsca przed zamkniętymi jeszcze drzwiami pociągu. Zapewne ich walka trwałaby jeszcze długo, gdyby nie to, że pomiędzy ludziska a pociąg weszło, a właściwie wdarło się dwóch konduktorów. Ich mundury pachniały jeszcze nowością i… tak jakby nie pasowały do nich, a może oni nie pasowali do tych mundurków. Trudno powiedzieć, kto albo co, do kogo lub czego nie pasowało, coś jednak było nie tak.
    – Szanowne panie i nie mniej szanowni panowie – zaczął wyższy konduktor – proszę się nie pchać, ponieważ dla nikogo nie braknie miejsca, a prawie wszyscy będą mogli wygodnie usiąść.
    – Mało tego, wszyscy będą mieli miejsce przy oknie – dodał ten drugi, trochę niższy.
    – Ale jaja, pociąg będzie jechał wszerz! – ze śmiechem rzucił Jaskiniowiec.
    – Jest jeszcze inny powód – z nieco ironicznym uśmiechem zaczął mówić ten wyższy. – Otóż wylosowaliśmy, to znaczy wylosowaliście, wróć, wylosowano wam miejsca, więc każdy będzie miał swój fotel. Kolejną istotną uwagą jest fakt, że drzwi wejściowe są tylko jedne, więc proszę spokojnie i zdyscyplinowanie wchodzić do środka.
    – Jak to „jedne”? – zdziwiona zapytała Ruda. – Przecież widzę kilka wagonów i ileś tam drzwi rozsuwanych.
    – Widzi pani coś, co jest drzwiami, ale one tak naprawdę nie istnieją. Ten pociąg ma tylko jeden długi wagon z jednymi prawdziwymi drzwiami, a pozostałe są tylko namalowane. To taki miły zabieg marketingowy, dający wam złudzenie wejścia i wielu wyjść.
    Gdzieś z tyłu odezwał się Głos:
    – Ja chciałem zadać tylko jedno pytanie w kwestii bezpieczeństwa. Jeżeli ten pociąg składa się tylko z jednego długiego wagonu, to jak on, a my z nim będziemy się zachowywać na zakrętach?
    Nieco zaskoczony tym technicznym pytaniem drugi konduktor, który wydawał się lekko „oślizgły”, nie zastanawiając się, rzucił:
    – Nasz pociąg nigdy nie będzie musiał zakręcać. On wiezie nas prosto do celu, którym jest zmiana na lepsze. Nie przewidujemy żadnych zakrętów!
    Było to bzdurne wytłumaczenie oparte na pobożnym życzeniu wynikającym z braku określonej wiedzy technicznej i braku spojrzenia dalej niż bilet NBP. Głos miał zadać jeszcze jedno pytanie uzupełniające, stwierdził jednak, iż z samorodnymi fachowcami nie ma potrzeby dyskutować o rozbiciu jądra atomu, no, może najwyżej o jąder rozbiciu. Dlatego machnął ręką i zapytał o ubezpieczenie podróżnych, jednak to pytanie zostało zignorowane, a w uniesionych w górę oczach konduktorów można było odczytać: WIELKI BRAT CZUWA. Chwilę ciszy wykorzystała Monika Calineczka, zwana Rudaskiem, i zapytała konduktorów:
    – Czy my się może przypadkiem nie znamy? Czy nie poznaliśmy się na jakimś zjeździe jakiejś organizacji, której jesteście, panowie, członkami? Mam wrażenie, jakbym znała… tych czło…
    Jaskiniowiec chciał wejść w pytanie Calineczki, ale gwałtowna czkawka nie pozwoliła mu na to. Po głębokim oddechu rzucił jednak:
    – „Człowieków” albo „członków”!
    Wszyscy gruchnęli śmiechem i można było spodziewać się czerwieni wstydu na policzkach Rudaski. Ona jednak nie złapała nawet bladego odcienia tegoż koloru. Poczerwienieli natomiast konduktorzy, równocześnie zaciskając ząbki. Jak to zwykle u Calineczki bywa, zadała jedno ze swych podstawowych „mądrych pytań”, co spowodowało również (jak zwykle) skutek inny od zamierzonego. Zawsze dziwiło to niektórych ludzi, bo przecież wykształcona kobieta, a czasem jak coś palnie, to prawie jak blondynka z dowcipów. Wszyscy zaczęli się dokładniej przyglądać konduktorom, a właściwie ich twarzom nic niemówiącym, ale… No właśnie, to „ale”. Niektórzy zadawali sobie pytania mające wzbudzić sensację, aby było o czym plotkować w trakcie podróży. Skąd ona ich może znać, przecież twarzy w nocy nie widać? Twarzy może i nie, a głos…? No właśnie, te ich głosy, do licha, te głosy nie dawały podróżnym spokoju. Teraz dopiero uświadomili sobie, że te głosy skądś znają, ale skąd, skąd to znajome brzmienie, pytali siebie w myślach. Z zamyślenia wyrwał ich huk nisko przelatującego samolotu, ciągnącego z tyłu ogromny transparent „LECIMY DO ZMIAN NA LEPSZE”. Wszystkie głowy zwróciły się do góry, by ujrzeć to zjawisko, a podziw dla niego w oczach wszystkich przerodził się w zwątpienie, którego materializacją były zawiane słowa Jaskiniowca:
    – No, oni zapieprzają, a my się będziemy posuwać…
    – A panu to tylko jedno w głowie – zauważyła Nawiedzona Bogumiła.
    – A wie pani, że nawet jestem zadowolony z tego pociągu. Po wczorajszej imprezie lot samolotem miałby na mnie niekorzystny wpływ. Tam nie posiadają tak wielkich worków, jakie mógłbym dzisiaj napełnić.
    – Świnia – wyrzuciła obrażona Nawiedzona.
    Dobrze rozwijająca się wymiana zdań zapewne trwałaby jeszcze chwilę, gdyby nie miękki świst powietrza wydobywający się z otwieranych drzwi, jedynych drzwi. Wszyscy ruszyli i poszły w ruch łokcie, kolanka oraz piersi. Ktoś pisnął, ktoś zaklął, a ktoś inny się poprzytulał. Można rzec – norma. W przedziale, jedynym przedziale, na początku, jak w kosmosie, zapanował chaos. Każdy chciał usiąść z przodu, ale nic z tego – na każdym fotelu przyklejone było nazwisko osoby, która to miejsce „wylosowała”. Po krótkim poszukiwaniu swego miejsca i posadzeniu na nim swoich czterech liter większość odetchnęła i zaczęły się różne rozmowy szeleszczące szeptem. Drzwi zamknęły się i nasz pociąg ruszył w nieznane, przez niektórych nazwane „lepszym jutrem” (czyżby echo PRL-u?).
© 2004-2023 by My Book