[stron_glowna]
0 books
0.00 zł
polishenglish
Paper books and ebooks
SEARCH
author, title or ISBN
Categories
  • Novels
  • Short stories
  • Poetry & Drama
  • Biographies & Memoirs
  • Science & Technology
  • Languages
  • Reference
  • Economics, Business, Law
  • Humanities
  • Nonfiction
  • Children & Youth
  • Psychology & Medicine
  • Handbooks
  • Religion
  • Aphorisms
We accept payments by Visa, MasterCard, JCB, Dinners Club

We accept payments via PayPal
Zdjęcie na plaży
Zdjęcie na plaży
Anita Bartosiewicz
Publisher:My Book
Size, pages: A5 (148 x 210 mm), 90 pages
Book cover: soft
Publication date:  May 2009
Category: Novels
ISBN:
978-83-7564-188-2
17.00 zł
ISBN:
978-83-7564-191-2
11.00 zł
FRAGMENT OF THE BOOK
     Szła plażą, dzisiaj wyjątkowo pełną ludzi. Była sobota, więc wielu mieszkańców wyspy spędzało czas nad wodą. Było pięknie. Bardzo ciepło, ale powiew od morza łagodził upał. Góry otaczające zatokę przybierały w słońcu intensywne barwy. Stopy zagłębiały się w drobniutkim, prawie białym piasku. Szła powoli, brodząc w ciepłej wodzie. Przyglądała się plażowiczom. Były tu przeważnie liczne, wielopokoleniowe rodziny. Nestorzy rodów najczęściej drzemali w cieniu kolorowych parasoli, młodsi mężczyźni stali w grupach tuż nad wodą i rozmawiali bardzo głośno, gestykulując przy tym spontanicznie. Czasem miało się wrażenie, że to nie rozmowy o meczach czy samochodach, tylko istne kłótnie. Włoski temperament! Kobiety robiły na drutach, pokrzykiwały na dzieci lub przygotowywały południowy posiłek. Dzieciaki miały tu raj. Pozostawiano im więcej swobody niż kiedykolwiek. Taplały się w morzu, lepiły z piasku budowle, wciąż zatapiane przez fale, nosiły wiaderkami wodę. Śmiały się głośno, tak że czasem ten śmiech zagłuszał szum morza. Były spontaniczne, naturalne w tym, co robiły, i bardzo skoncentrowane na czynnościach, które w tej chwili były dla nich najważniejsze.
    Emma podnosiła aparat raz po raz do oka i naciskała przycisk migawki. Przyglądała się dzieciakom, obserwowała ich zabawy. Pytającym wzrokiem odnajdywała oczy rodzica i skinieniem otrzymywała pozwolenie na fotografowanie malucha. Emma dostrzegała zadowolenie, nawet dumę w oczach opiekuna z faktu, że właśnie jego dziecku ktoś nieznajomy robi zdjęcie. Niektóre „obrazki” były naprawdę urocze. Na przykład kobieta, która siedziała pod parasolem, karmiła maleńkie, może miesięczne dziecko. Po karmieniu przytuliła je do ramienia. Niemowlę spało słodko. Emma wskazała aparat i spojrzała na kobietę pytająco. Tamta z lekkim uśmiechem skinęła głową przyzwalająco. To były piękne zdjęcia. Specjalna atmosfera tego miejsca, ciepło, kołyszący szum fal, niezwykłe barwy roślin wokół plaży, to wszystko powodowało, że matka i dziecko stanowili niezwykły obraz. Było w tym, w tej właśnie chwili, niemalże coś mistycznego. Emma robiła fotografie i uśmiechała się sama do siebie. Starała się tak komponować zdjęcia, żeby oddać nierozerwalne połączenie tego miejsca, morza, słońca z nastrojem ludzi, ich wyrazem twarzy, oczu czy beztroski dzieci.
    W końcu zapełniła zdjęciami całą kartę pamięci. Wyłączyła aparat, założyła osłonę na obiektyw i szła z powrotem, przyglądając się już tylko różnym scenkom rodzajowym. Teraz zbierała do czapki maleńkie muszelki, odsłaniane spod piasku przez uciekające fale. Przypominało to zbieranie grzybów w jesiennym lesie, kiedy to oczy nie są w stanie nie szukać zdobyczy, a wzrok stale biega wokół. To było jak uzależnienie.
    Z daleka widziała już Aleksa, który ułożył się wygodnie na leżaku i uciął sobie drzemkę. Nachyliła się nad nim i pocałowała męża w policzek. Nie otwierając oczu, przygarnął ją do siebie ramieniem.
    – Jak zdjęcia? Udane? – spytał, przeciągając się.
    Opowiedziała mu z dużym podnieceniem o wielu sytuacjach, jakie udało jej się „złapać”. Nie mogła pominąć szczegółowego przedstawienia obrazka maleństwa z matką. Zdradziła mężowi swój pomysł, jaki zrodził się już jakiś czas temu. Chciała zrobić serię zdjęć pod wspólnym tytułem „Zabawy dzieci”. Teraz siedziała i przeglądała swoje „trofea”, pokazując Aleksowi te, które uznała za najlepsze.
    Zbliżała się ich ulubiona pora. Pora lunchu i sjesty. Powoli zebrali się i poszli zjeść coś pysznego w hotelowej restauracyjce, tuż przy plaży. Potem, zgodnie ze zwyczajem panującym w krajach tego regionu, udali się na drzemkę.
    Następny dzień był równie piękny jak poprzedni. Niebo błękitne, morze lazurowe, roślinność bujna – przypominało to dość kiczowate obrazki tutejszych domorosłych artystów, ale właśnie tak to wyglądało. Natura, mistrzyni w dziedzinie malowania obrazów, sama tworzyła takie właśnie widoczki.
    Długo pływali w morzu. Temperatura wody i jej „aksamitny” dotyk zachęcały do kąpieli. Opalali się najchętniej podczas spaceru. Tak więc i tego dnia poszli wzdłuż brzegu. Zbieranie muszelek było obowiązkowe, w związku z tym czapeczka zapełniała się szybko. Wracali w stronę swojego hotelu, trzymając się za ręce. W pewnej chwili ich uwagę zwróciła grupa głośno zachowujących się i, nawet jak na Włochów, zbyt emocjonalnie gestykulujących ludzi. Usunęli się nawet nieco na bok, bo wydawało im się w pewnym momencie, że grupa idzie w ich stronę. Zauważyli, że w tej grupie jest kilku mężczyzn w mundurach. Szybko znaleźli się w samym środku rozkrzyczanego zgromadzenia. Emma z niedowierzaniem i niebotycznym zdziwieniem zorientowała się, że gestykulujący ludzie krzyczą i wskazują na nią. W jednej chwili żandarmi schwycili ją pod pachy i rzucili na piach. Wykręcono jej ręce i poczuła na dłoniach zimny dotyk metalu. Założono jej kajdanki. Czuła się jak w filmie, w którym ona gra główną rolę. To był jakiś koszmar. Alex krzyczał coś do żandarmów, nie znali angielskiego. Tłum wrzeszczał, zagłuszając głos męża. Żandarmi ciągnęli ją po plaży w stronę wyjścia. Co jakiś czas czuła bolesne uderzenia w brzuch i plecy. Mężczyźni w mundurach starali się ją ochronić przed rozwścieczonymi ludźmi. W końcu wrzucili ją do samochodu policyjnego.
    Samochód ruszył z piskiem opon w nieznanym kierunku. Myślała o absurdzie tej sytuacji. Z kim ją pomylono? Do kogo jest aż tak podobna? Na wyspie byli od kilku dni. Nie opuszczali terenu hotelu. Nie mogła tego zrozumieć. Modliła się tylko, żeby Alex szybko przyjechał. Widziała, jak żandarmi odepchnęli go od samochodu, kiedy próbował się z nimi zabrać.
    Na komisariacie zaprowadzono ją do małego pomieszczenia bez okien. Panował tam taki zaduch, że poczuła się, jakby miała za chwilę zemdleć. Przyszło kilku mężczyzn. Mówili do niej po włosku. Prosiła, żeby mogła porozmawiać z kimś po angielsku. Nic nie rozumiała. Mężczyźni wyszli.
    Siedziała tam i czuła, że umrze za chwilę z braku powietrza. Nie miała pojęcia, jak długo to trwało. Starała się opanować i w miarę spokojnie przeanalizować sytuację. Jak zawsze w swoich rozważaniach przyjęła najlepszy i najgorszy wariant. W tym pierwszym przypadku zakładała, że ta gigantycznie absurdalna sytuacja zaraz się wyjaśni i będzie się starała wymazać z pamięci godziny spędzone w tym miejscu jak najszybciej. Drugi wariant trudno jej było rozważać, bo zupełnie nie potrafiła wymyślić okoliczności, które doprowadziły ją do tego dusznego pomieszczenia. Jednak co by to nie było, wiedziała, że musi porozmawiać z Aleksem. On powinien uzyskać pomoc w ambasadzie czy konsulacie, no i przede wszystkim koniecznie trzeba znaleźć tłumacza albo doprosić się o możliwość rozmawiania po angielsku.
    Po długim czasie drzwi się otworzyły. Mężczyzna w mundurze stanął w nich i coś do niej mówił. Z gestu, który towarzyszył potokowi słów, zrozumiała, że ma wyjść. Ucieszyła się. Nareszcie wszystko się wyjaśniło! Ten absurd skończył się. Teraz trzeba tylko szybko o tym zapomnieć.
    Mężczyzna prowadził ją długim korytarzem. Gdy skręcali w kolejne jego odgałęzienie, kątem oka dostrzegła w jednym z pokoi siedzącego przy biurku Aleksa. Po raz drugi odetchnęła z ulgą. Koniec koszmaru!
    Policjant zaprowadził ją do pokoju, raczej biura, w którym już czekało na nią kilka osób. Wśród nich jedyna ubrana po cywilnemu kobieta. Pokazano jej krzesło. Usiadła. Kobieta, do tej pory zaangażowana w ożywioną rozmowę z pozostałymi osobami, podeszła teraz do biurka i spytała po angielsku, czy Emma chce się czegoś napić.
    Poprosiła natychmiast o wodę. Teraz dopiero poczuła, jak bardzo jest spragniona. Kobieta przedstawiła się. Była pracownikiem prokuratury i z racji znajomości języka angielskiego miała pełnić rolę tłumacza podczas przesłuchania. Wyraźnie powiedziała – „przesłuchania”! Emma nie przesłyszała się. Dwóch mężczyzn usiadło po przeciwnej stronie biurka. Z drugiego pokoju, oddzielonego szybą od biura, w którym siedzieli, przywołano protokolanta.
    Emma teraz dowiadywała się o swoich prawach. Pytano ją, czy rozumie, dlaczego tu jest i o co się ją oskarża. Oskarża?! Miała mętlik w głowie. To więc nie jest koniec! Nie podpisze jakiegoś świstka i nie pojedzie z Aleksem do hotelu?
    Starała się z całej siły opanować drżenie rąk i powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Nie, nie rozumiała, o co chodzi. Nie miała pojęcia, czego od niej chcą i dlaczego tu siedzi, zamiast spacerować wzdłuż brzegu.
    Jeden z mężczyzn przedstawił jej sytuację.
    Wczoraj, na plaży, przy której znajdował się ich hotel, zaginęło dziecko. Policja nie wyklucza porwania. Ona jest podejrzana w tej sprawie. Została rozpoznana przez wiele osób i wskazana jako kobieta, która poprzedniego dnia obserwowała i fotografowała dzieci. Emma spojrzała na biurko w pokoju za szybą. Leżał na nim aparat fotograficzny. Teraz już wiedziała, że to jej canon. Obok aparatu leżała sterta fotografii. Zaczęła kojarzyć błyskawicznie fakty.
    Uspokoiła się trochę. To wszystko da się przecież szybko wyjaśnić. Ona tylko robiła zdjęcia!
    Poprosiła o spotkanie z Aleksem. Dowiedziała się, że teraz to niemożliwe, że mąż w tej chwili także składa zeznania.
    Zaczęło się drobiazgowe przesłuchanie.
© 2004-2023 by My Book