[stron_glowna]
0 książek
0.00 zł
polskiangielski
Książki papierowe i ebooki
Ostrze i krew
Ostrze i krew
Bogusław Kołodziej
Wydawca:My Book
Format, stron: A5 (148 x 210 mm), 218 str.
Rodzaj okładki: miękka
Data wydania:  grudzień 2015
Kategoria: powieść
ISBN:
978-83-7564-497-5
35.00 zł
ISBN:
978-83-7564-498-2
20.00 zł
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dom Beniamina miał bardzo sympatyczny wygląd. Wydawał się duży, lecz w rzeczywistości był niewiele większy od przeciętnego mieszkania. Był otoczony miejscem na ogród, ale Beniamin nic tam nie posadził. Gdy weszli, Tomasz zobaczył skromne pielesze swojego druha. Zastanawiał się, skąd on wziął pieniądze na sam dom, nawet nie uwzględniając kosztów reszty rzeczy. Tomasz nic nie wiedział o jego pracy, lecz prawda była taka, że rodzice Beniamina byli niezwykle bogaci i nie zostawili syna z niczym, gdy ten postanowił się wyprowadzić. Czy się uniezależnił? Można tak powiedzieć, gdyż był świadom, że jest zdany wyłącznie na własny rozsądek. Musiał zdawać sobie sprawę, że w tak młodym wieku nie może szastać pieniędzmi. Wiedział, że musi pracować w miarę ciężko i być sumienny oraz oszczędny.
    Gdy weszli, Beniamin zamknął drzwi i powiedział do gościa, iż może się rozejrzeć. Przeszli się po domu i wrócili do przebieralni, aby ściągnąć z siebie odzież, którą nosili w te chłodne, jesienne dni. Beniamin rzekł do przyjaciela:
    – Dobra, teraz ściągnij tę kurtkę i…
    Gdy nagle Tomasz zaczął sięgać do jednej z szaf, wyciągnął spokojnie rękę i powiedział, żeby tego nie otwierał.
    – Dlaczego?
    – Bo tak. Trzymam tam prywatne… rzeczy i nie chcę, żebyś tam zaglądał. Powieś kurtkę w korytarzu.
    Teraz właśnie sytuacja zaczęła się robić niezręczna dla Beniamina, a przerażająca dla Tomasza. Mimo okropnego zdziwienia Tomasz dopytywał się dalej:
    – Dlaczego nie chcesz, żebym tam nawet spojrzał?
    – Ech… Dobra, otwórz, ale nie licz na nic zaskakującego – powiedział, zdając sobie sprawę z tego, że jeśli Tomasz chce faktycznie tylko spojrzeć, nie ma ku temu żadnych przeszkód.
    Pociągając za drzwi, czuł, jakby zaraz miał zobaczyć kosmiczny statek. I choć nie zobaczył nic aż tak fascynującego, ani nawet przykuwającego jego uwagę, to jeszcze bardziej wciągnął się w tę zagadkę.
    – Prywatne rzeczy, tak? Wiesz co, ty po prostu jesteś wariatem.
    – Ale o co ci teraz chodzi? To, że nic tam nie ma, powinno wyłącznie ciebie uspokoić, więc dlaczego się tak awanturujesz?
    – Ponieważ nic mnie nie uspokoiło. Wchodzę tam…
    – Nie, czekaj!
    – O co ci znowu chodzi. Sam przyznałeś, że tam nic nie ma.
    – To skoro też tak uważasz, to dlaczego chcesz tam wchodzić?
    – Może dlatego, że zachowujesz się jak wariat. A twoja szafa? Dlaczego jest taka głęboka? Nie widać dna, mimo że tuż za nią jest ściana! Może coś tam dalej się znajduje. Coś takiego, czego nie chciałbyś pokazać nie tylko mnie – mówił, jeszcze bardziej denerwując Beniamina swoją wścibskością.
    – Zamknij się. Gadasz głupoty. To ty zachowujesz się jak wariat! – mówił, po czym zapadła głucha cisza, a on się zastanawiał. Następnie odezwał się ponownie: – Dobra. Możesz wejść… ale chcę, żebyś wszedł tam razem ze mną.
    – Jasne, tylko chcę dojść do końca.
    – To wchodzimy.
    – Ale…
    – Nie gadaj, tylko wchodź!
    Weszli równym krokiem, choć ich wędrówka nie trwała długo.
    Obudzili się w jakimś lochu, cali nadzy. Cały brud na skórze, paprochy, a nawet kolczyk, który miał w uchu Tomasz, zniknęły z ich ciał. Natomiast obok nich, na jednym z regałów znajdujących się w owym pomieszczeniu, leżały dwie zbroje. Jedna z nich była cała zrobiona z kolczugi i pokryta jedwabną koszulką z trzema czarnymi lwami, oddzielonymi poziomo grubymi, czarnymi liniami. Koszula była wykonana była w bardzo starym stylu, zdawała się gruba, miała kolor szaroniebieski. Druga zasłonięta była połyskującą, zieloną szatą, z krótkim materiałem przypominającym spódnicę, sięgającym do góry kolan. Zbroja była wielką płytą szlachetnego metalu. Obydwaj ubrali się w te pancerze. Właściwie tylko Beniamin wyglądał na wiedzącego, co robi. Tomasz dalej był w szoku, a tylko naśladował czyny druha. Założył, podobnie jak on, hełm, nagolenniki i naramienniki. Oczywiście obok nich leżała broń, którą Beniamin wziął do rąk bez wahania. Tomasz ociekał potem. Ściana wsunęła się do góry. Obydwaj wyszli na jakąś arenę. Wtedy Beniamin zaczął krzyczeć do ludzi zebranych w tamtym dziwnym miejscu, jakby wiedział o wszystkim, co miało się wydarzyć. Trzymał w rękach dwa średniej długości miecze, mówiąc nagle w ten oto sposób:
    – Dzisiaj pokonam na tej arenie człowieka, który nigdy mnie nie szanował, choć próbował mnie zwodzić swoimi marnymi słowami, i pokażę mu, że jednak jestem wart więcej, niż mu się zdawało, a na dodatek uświadomię mu, że jestem dziesięć razy mocniejszy od niego.
© 2004-2023 by My Book
×