[stron_glowna]
0 książek
0.00 zł
polskiangielski
Książki papierowe i ebooki
Krew i ogień
Krew i ogień
Alf Soczyński
Wydawca:My Book
Format, stron: A5 (148 x 210 mm), 234 str.
Rodzaj okładki: miękka
Data wydania:  sierpień 2009
Kategoria: opowiadania
ISBN:
978-83-7564-203-2
30.00 zł
ISBN:
978-83-7564-208-7
20.00 zł
FRAGMENT KSIĄŻKI
    – Piotrusiu, nie zabijaj mnie! – Tak błagała brata Ukraińca jego siostra, która otrzymała polecenie od prowidu UPA, aby zabiła swego męża Lacha, ale tego nie zrobiła. Teraz czekała ją za to śmierć z rąk własnego brata.
    Stryj ożenił się z Ukrainką z czysto ukraińskiej wsi Bartniki, a jej brat był banderowcem.
    – Powiedz Mundkowi, swemu mężowi, aby uciekał, gdyż mam rozkaz go zabić – ostrzegł go przez swoją siostrę Ksenię. Mundek na ochotnika wyjechał na roboty do Niemiec, gdyż miał obawy, że jak nie szwagier, to ktoś inny wykona ten wyrok, i bał się o swoje życie. Tam na robotach poznał Rosjankę, z którą się ożenił.
    Brata Kseni, jako bardzo aktywnego i zdecydowanego na najgorsze czyny banderowca, powiesili Sowieci na przestrogę innym, a ją wywieźli do Rosji. Tam ożeniła się z Rosjaninem, wróciła na Ukrainę i mieszka w Buczaczu.
    
    Wiosną, koło Wielkanocy, aż w Dubnie słychać było wycie psów, ryczenie krów palonych w budynkach, widać było dymy palonych okolicznych wsi, rozbłyskujące płomienie.
    
    Aleksandra ma przed oczyma sąsiadkę – kobietę karmiącą dziecko piersią. Kobietę banderowiec uderzył siekierą w głowę, dziecko roztrzaskał o ścianę. Pięcioletniej córce, która zaczęła uciekać, podstawił nogę, schwytał ją wpół, oderżnął ręce przy łokciach, aż się wykrwawiła i umarła.
    
    Aleksandra jest w ciąży z Marysią, trzyma na ręku ponad czteroletniego Ola i tak ucieka przez las w śniegu po kolana z palącej się wsi. Po drodze widzi popalonych ludzi, ich uda są strasznie grube jak kłody, wydają się podobne do zwęglonych belek stodoły.
    Twarze pomordowanych wydają się jakieś nienaturalnie poważne, na niektórych maluje się jakby zaskoczenie.
    Podczas ucieczki spali w przepuście mostku tunelu pod drogą, w piwnicy, na strychu, w stodole, wreszcie w domu jakiejś rodziny ukraińskiej.
    Ukrywa ich pod łóżkiem nieznajomy Ukrainiec, gdy do domu wchodzi banda. Olo musi być cicho, dusi się, ale nie wydaje głosu, gdy słyszy, jak obcy wchodzą do pokoju.
    – Gdzie Lachy? – Słyszy stąpanie i straszne sapanie kogoś, kogo sobie wyobraża, jak jakiegoś groźnego wielkoluda. Widzi jak ciężkie, obłocone buty bandyty zatrzymują się tuż przed jego nosem.
    Mały czuje, że być Lachem to znaczy śmierć, więc milczy, chociaż chce mu się płakać i wyć ze strachu; wstrzymuje oddech, choćby miał się udusić. Drętwieją mu zbolałe ręce i nogi, męczy się z braku powietrza, chciałby jak najszybciej wyjść z duchoty i ciasnoty, która dopadła go pod tym ciężkim łóżkiem.
    Tak chyba musi być w grobie – myśli.
    – Tam nikogo nie ma.
    Jakaż ulga! Tym razem kroki wchodzącego są lżejsze.
    To gospodarz wchodzi do pokoju.
    – Możecie wyjść, banda wyjechała.
    
    Bronek w Dubnie zabrał z piekarni dzieżkę pełną rozrobionego ciasta na chleb, załadował na wóz i jedzie ich szukać. Wie, że uciekli w kierunku Radziwiłłowa. Wjeżdża do wsi z drugiej strony, a nie z tej, z której tamci przybyli, by szukać polskich uciekinierów. Więc ma szczęście, bo się minęli z bandą, która weszła do wsi.
    – Gdyby ich spotkał, byłoby po nim i po nas!
    – Dobrze, że wcześniej weszli do wsi z tamtej, drugiej strony – myśli. - Dzięki Bogu!
    Petruniu nie ma wyjścia. Jak jej nie zabije, to oni zabiją jego.
    W nocy dusi ją pierzyną. To przynosi mu poczucie ulgi.
    – Wreszcie mam to już za sobą.
© 2004-2023 by My Book
×